Wielkanocne Jajo - 6/8




Dzień 6., czwartek. Przez Śląską Jerozolimę do pruskiej twierdzy.


Trasa: schr. PTTK Pasterka > (żółtym szlakiem) Pod Skalnymi Wrotami > wodospady Pośny > Radków > (niebieskim szlakiem) Wambierzyce > (czerwonym szlakiem) Rozdroże nad Wambierzycami > Ścinawka Średnia > Kościelec > Słupiec > Czerwieńczyce > Przełęcz Srebrna > Srebrna Góra (łącznie ok. 36,9 km, czas przejścia: 8 h 25 min.)


Pasterka > Ścinawka Średnia_dane mapy:@autorzy OpenStreetMap na licencji ODbL


Ścinawka Średnia > Srebrna Góra_dane mapy:@autorzy OpenStreetMap na licencji ODbL


Kiedy wyruszamy z Pasterki, znowu pada. W dodatku trasa prowadzi przez łąkę nasiąkniętą wodą jak gąbka. Skupiając się na przeskakiwaniu z kępy na kępę, tracimy z oczu żółte znaki, które miały nas doprowadzić do wodospadów Pośny (ale chyba nie było gdzie skręcić?), na szczęście same się odnajdują na rozdrożu Pod Skalnymi Wrotami. Schodzimy wąską ścieżką pomiędzy skałami do ujęcia wody pitnej, gdzie odnajdujemy wodospady. Udaje się zrobić całkiem dobre zdjęcie, prawie nie obejmujące szpecącego widok budynku mieszczącego urządzenia powiązane z poborem wody...


Wodospady Pośny


Poniżej wodospadów odnajdujemy wykute w skale oznaczenia i napisy jeszcze z czasów zaboru pruskiego, w tym upamiętniające dwóch działaczy GGV (Glatzer Gebirgs-Verein, Kłodzkiego Towarzystwa Górskiego, oddział w Radkowie), Emila Hoffmana i Alberta Nitschego. GGV wprowadziło nie istniejące już rozwiązania, które miały w tamtym okresie uatrakcyjniać wygląd kaskad, czyli sztuczne drewniane progi i zastawki potęgujące efekt spływającej wody.

Mijając stanowiska ścieżki dydaktycznej opisującej rzeźbę geologiczną Gór Stołowych, schodzimy do Radkowa. Przechodzimy obok zarybionego Zalewu Radkowskiego i kierujemy się do centrum. Miasteczko otulone jest mgłą, więc widok na Szczeliniec roztacza się tylko na muralu na ścianie budynku znajdującego się przy skrzyżowaniu ulicy Konstytucji 3 Maja z Kolejową.

Wychodzimy z Radkowa wąziutką asfaltówką biegnącą przez osadę Nowy Świat (składającą się z dwóch domów, w tym jednego w ruinie) do Wambierzyc. Czujemy się jak pielgrzymi, przy drodze usytuowano bowiem mnóstwo kapliczek i figur. Tymczasem niebo zaczyna się przecierać, a więc jest szansa, że zaraz osuszymy się na słońcu.


bazie przy drodze do Wambierzyc - widać, że właśnie przestało padać


Wchodzimy do Wambierzyc przez jedną z czternastu bram mających za zadanie upodabniać ten ośrodek kultu do Jerozolimy i za kilka chwil stajemy przed monumentalnymi schodami Bazyliki. Trzeba przyznać, że wyrastająca ponad okoliczną zabudowę architektoniczna perełka robi wrażenie.


Bazylika Nawiedzenia NMP w Wambierzycach


Przechodzimy przez wieś, by z uliczki Łukowej odbić ku mniej zurbanizowanym obszarom. Wspinamy się polną, błotnistą drogą ku Rozdrożu nad Wambierzycami, skąd jeszcze raz spoglądamy na Bazylikę.


Bazylika Nawiedzenia NMP widziana z okolic Rozdroża nad Wambierzycami


Za rozdrożem wchodzimy w las, za którym zdążyliśmy już zatęsknić. Robimy sobie przerwę na ułożonych przy szlaku ściętych pniach drzew, przygotowując kanapki z pomocą bagnetu do AK-47, a następnie ruszamy dalej.

Wychodzimy z lasu prosto na odlewnię żeliwa w Ścinawce Średniej. Prawie trzykilometrowy odcinek przez tę miejscowość dłuży się niemiłosiernie. W dodatku po przejściu wiaduktem ponad torami kolejowymi napotykamy drogowskaz, który informuje nas, że do Przełęczy Srebrnej będziemy szli jeszcze pięć i pół godziny... Nie tracimy jednak wiary w nasze możliwości i wspinamy się na Kościelec (na szczęście jest o całe 1507 m niższy od tego tatrzańskiego). Różne strzałki kuszą, żeby zejść z trasy do wieży widokowej, a to na Górze Wszystkich Świętych, a to na Górze Św. Anny, ale nie ulegamy pokusie i twardo podążamy ku pilnowanemu przez owczarka niemieckiego kościołowi Matki Boskiej Bolesnej, a następnie przez kalwarię schodzimy w dół do ulicy Połoniny.

Zaczyna się najgorszy odcinek całej wyprawy. Przechodzimy przez Słupiec, dziwnego satelitę Nowej Rudy (nazwę wyszukujemy później w Internecie, Endomondo w ogóle nie zaszczyca go bowiem żadnym mianem). Wygląda to tak, jakby na szlaku niespodziewanie wyrosło miasto. Zestawy trzech pasków z czerwonym w środku, a białymi na zewnątrz, wymalowane są pieczołowicie średnio co 2-3 metry na znakach drogowych, murkach i innych przejawach antropopresji, tak aby przypadkiem nie zejść z trasy poprowadzonej wymyślnym slalomem przez zaniedbane podwórka, ciemne uliczki, parkingi sklepów wielkopowierzchniowych oraz blokowiska. I tak przez cztery kilometry. Na końcu jeszcze garaże, ogródki działkowe i wreszcie wracamy do lasu. Z osad ludzkich napotykamy po drodze jeszcze tylko przyjazne dla oka Czerwieńczyce

Teraz już spokojnie zbliżamy się do obozu szóstego, znajdującego się w ponad dwustuletnim budynku z czerwonego piaskowca i cegły w Srebrnej Górze. Z daleka dostrzegamy wśród drzew twierdzę położoną na wzgórzu, ale samej miejscowości nie widać, aż do momentu, gdy dochodzimy do wiaduktu "w złym stanie technicznym, prosimy o ostrożność"... To tak zwany ,,Wiszący Most", stalowa konstrukcja przerzucona na początku XX w. nad sztucznym wąwozem, wykutym w skale na potrzeby Sowiogórskiej Kolei Zębatej. Wiszący Most umożliwiał wyjście ze Srebrnej Góry w Góry Bardzkie ponad przystankiem kolejowym Twierdza.


wiadukt "w złym stanie technicznym" - tak wita nas Srebrna Góra


Przechodzimy przez wiadukt, nie będąc pewnymi czy na tym polega ostrożność i zmierzamy wijącą się u podnóża twierdzy szosą ku pierogom z suszonym pomidorem i mozzarellą...


C.D.N.

Komentarze