Dawno temu... 2/4. Mon plaisir.



Trasa: Świeradów- Zdrój> (zielonym szlakiem) Zajęcznik> Czerniawa- Zdrój> (czerwonym szlakiem) Pobiedna> (zielonym szlakiem) ruiny wieży Mon Plaisir> (zielonym i czarnym szlakiem) Czerniawska Kopa> (zielonym szlakiem, a chwilowo nie) Smrek > (zielonym szlakiem) Przełęcz Łącznik> (czerwonym, żółtym i zielonym szlakiem) Stóg Izerski> (czerwonym szlakiem) Świeradów- Zdrój
Długość trasy: 24 km
Czas przejścia: 6 godzin 35 minut




Wigilijna pogoda wydaje się łaskawsza. W nocy spadł śnieg, który przykrył nawet ulice w centrum Świeradowa, a od rana zamiast intensywnego padania mamy delikatne prószenie. Ruszamy więc na szlak- tym razem zielony, który prowadzi nas na Zajęcznik (595 m n.p.m.).

Na zboczach Zajęcznika wytyczono średnio trudny single track, czyli wąską (szerokości jednośladu- stąd nazwa) jednokierunkową ścieżkę rowerową lekko nachyloną w dół, wijącą się pomiędzy drzewami. W okolicy Świeradowa znajdziemy jeszcze kilka single tracków różnej trudności: po polskiej stronie granicy na Czerniawskiej Kopie, dziesięć innych po stronie czeskiej.

My tymczasem wkraczamy na przyrodniczą ścieżkę edukacyjną, na której witają nas leśne cymbały...




Zwalczamy pokusę rozegrania partyjki memo pod hasłem "znajdź moją mamę" i schodzimy w dół do Czerniawy- Zdrój, dzielnicy Świeradowa z własnym Domem Zdrojowym oraz Pijalnią, a ponadto grotą skalną (na przeciwko której powstała Gospoda - nomen omen- Grota).

Skręcamy w ulicę Sudecką, a następnie w pole za czerwonymi i czarnymi znakami. Bocznymi uliczkami z zaniedbaną, ale noszącą ślady dawnej świetności zabudową, docieramy do wsi, która utraciła prawa miejskie na początku XIX w.- Pobiednej. Pierwsze, co zwraca uwagę w centrum miejscowości, to ruiny wieży dawnego kościoła ewangelickiego. My poszukujemy jednak innej wieży... W tym celu skręcamy w ulicę Strażacką, gdzie zaczyna się szlak zielony.

W pierwszym dziesięcioleciu XIX w. za sprawą ówczesnego właściciela Pobiednej, Adolfa Traugotta von Gersdorfa, na wzgórzu ponad przysiółkiem Gierałtówek powstała ponad 20- metrowa kamienno- ceglana wieża z drewnianym zwieńczeniem mieszczącym taras widokowy oraz specjalnie wydzielone miejsce do obserwacji nieba. Gersdorf nadał wieży nazwę Mon Plaisir, Moja Przyjemność, nawiązując do swoich zamiłowań których pielęgnowanie mu umożliwiała- gór oraz astronomii. Po śmierci Gersdorfa wieża przechodziła z rąk do rąk i była kilkukrotnie remontowana. Pod koniec XIX w. została udostępniona turystom, a jej nazwę zgodnie z ówczesną modą zmieniono na Kaiser Wilhelm Turm. W bezpośrednim sąsiedztwie obiektu powstała również gospoda serwująca m.in. piwo z lokalnego browaru oraz udostępniająca miejsca noclegowe. Niestety, po II wojnie światowej popadła w ruinę. Czeka teraz na kolejną renowację...


wieża Mon Plaisir


Do tej pory byliśmy na dość niewielkiej wysokości, a więc śniegu nie było zbyt dużo, a tempo mieliśmy dobre. Przy podejściu na Czerniawską Kopę (776 m n.p.m.) zaczyna się jednak robić interesująco... Na szczęście ktoś szedł przed nami, idziemy więc po jego śladach. Idziemy i idziemy, aż nagle zdajemy sobie sprawę z faktu, że dawno nie widzieliśmy oznaczeń szlaku. Wciąż mamy jednak nadzieję, że nasz przewodnik wiedział dokąd zmierza albo przynajmniej miał ze sobą mapę oraz kompas.




Zaczynając dziwne manewry pomiędzy pniami drzew, powoli tracimy tę nadzieję. Pytamy o radę GPS, który pokazuje zatoczoną przez nas zabawną pętelkę. Zastanawiamy się, czy nie skręcić w przecinkę objawiającą się nam w kierunku południowo- zachodnim, ale postanawiamy zaufać po raz ostatni anonimowym śladom...

...które wchodzą pomiędzy ośnieżone choinki i urywają się. Przez chwilę chcemy szukać delikwenta zakopanego pod zaspą, jednak dociera do nas, że nasz przewodnik po prostu zawrócił ku budzącej nadzieję przecince. Podążamy nią i my, po jakichś stu metrach zauważając wymalowany na pniu drzewa zielony znak. Dobra nasza! Wspinamy się więc dalej pod górę, wierząc, że szczyt Smreka (1123 m n.p.m.) musi być już niedaleko. Tymczasem wokół widzimy coraz mniej drzew, a coraz więcej śniegu. 

Z zaspy po prawej stronie wyłania się Tabulový kámen, płyta wyznaczająca istniejącą w tym miejscu do 1815 r. granicę trzech ziem – Czech, Górnych Łużyc i Śląska. Uściskalibyśmy go chętnie, gdyby nie oznaczało to wpakowania się po pas w śnieg.


Tabulový kámen


Teraz musimy jedynie przekopać się do Przełęczy Łącznik, odkąd powinno być łatwiej (dojdą szlaki czerwony i żółty). Wszystko dookoła jest białe i my też powoli zaczynamy się robić biali...




Dalej idziemy znanym nam już czerwonym szlakiem przez Stóg Izerski. Uważamy żeby tym razem nie zgubić oznaczeń, ale przy zejściu doskonale widać którędy powinno się iść... oraz którędy poszli wszyscy, którzy zawierzyli naszym wczorajszym śladom...

Komentarze