Flora i fauna puszczy

ślady fauny obgryzającej florę


Start: Czerwonak, przystanek Czerwonak/Os. 40- lecia PRL

Meta: Przebędowo, przystanek Przebędowo/Park

Oznakowanie szlaku: początkowo bez oznaczeń, w okolicach Dziewiczej Góry trasą biegnącą częściowo szlakami czerwonym i czarnym; do Zielonki przez Kamińsko znaki czerwone (szlak 184), z Zielonki do Głęboczka znaki niebieskie (szlak 3593), z Głęboczka początkowo szlakiem św. Jakuba, następnie za wskazaniami tablicy "Rezerwat Żywiec dziewięciolistny 0,5 km", od rezerwatu przez Boduszewo do Przebędowa bez oznaczeń

Jakość oznakowania: dobra, z wyjątkiem odcinka przed Kamińskiem (o czym już wiedzieliśmy) i na wysokości Miękowa, na styku terenów leśnych i polnych (na mapie miejsca zaznaczone wykrzyknikami)

Długość trasy: razem z kręceniem się w kółko w okolicach Dziewiczej Góry 35,2 km


Czerwonak-Przebędowo_dane mapy:@autorzy OpenStreetMap na licencji ODbL


Plan był prosty - startujemy z Czerwonaka, docieramy do Dziewiczej Bazy, tam robimy szybko pętelkę po pięciokilometrowej trasie Dziewicza Góra Biega (link do trasy tutaj), po czym ruszamy na czerwony szlak przez Kamińsko do Zielonki. A więc wystartowaliśmy z Czerwonaka, dotarliśmy do Dziewiczej Bazy, po ruszeniu na trasę najpierw skręciliśmy za późno, potem wróciliśmy w to samo miejsce, następnie skręciliśmy jeszcze bardziej za późno i ostatecznie zrezygnowaliśmy ze śledzenia trasy DGB. Jak mówi jednak bohater amerykańskiego dokumentalnego filmu drogi 180 Degrees South: Conquerors of the Useless, ,,Przygoda zaczyna się kiedy wszystko idzie nie tak" (we wspomnianym filmie znajdziemy również interesujący cytat nawiązujący do tytułu, komentujący kierunek rozwoju współczesnej cywilizacji, ale po ten odsyłam już do źródła). Ostatecznie na naszej ,,autorskiej" pętli napotykamy szlak im. Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego, pożarzysko z głazem uświadamiającym nam, że "był las, nie było nas; nie będzie nas, będzie las" oraz... dwa olbrzymie łosie. Tak naprawdę nie mamy pewności czy to łosie, czy może wyjątkowo wyrośnięte jelenie, ale zaskakują nas wybiegając z lasu po jednej stronie drogi i wbiegając do niego po drugiej stronie tak szybko, że nie mamy czasu zmierzyć wysokości w kłębie ani przeanalizować kształtu poroża.




Po wyplątaniu się z pętli ruszamy w stronę Kamińska, śladem radykalnych przeciwników myśliwstwa. Napotykamy przynajmniej cztery przewrócone ambony.


jedna ze zwalonych ambon na szlaku do Kamińska


Nieco dalej, na uroczysku Maruszka, natrafiamy na ducha roweru, upamiętniającego zmarłego tragicznie podróżnika i propagatora turystyki rowerowej oraz miłośnika Puszczy Zielonki, Ryszarda Walerycha. 


ghost bike na Maruszce


Pomalowany na biało jednoślad od razu przywodzi na myśl trzy podobne, zaparkowane w centrum Poznania. Ich zadaniem jest nie tylko upamiętnienie ofiar wypadków drogowych, ale i psychologiczne ,,wymuszenie" ostrożności kierowców na przyszłość. Okazuje się, że pomysł na instalacje określane mianem "ghost bikes" przywędrował do nas ze Stanów Zjednoczonych. Zaczęło się od projektu artystycznego zrealizowanego w 2002 r. w San Francisco przez Jo Slotę (http://ghostbike.net/), którego zainteresował temat rowerów porzuconych przez właścicieli, ogołoconych z części, ale wciąż przypiętych kłódką do płotów, stojaków i słupków. Idea projektu była zupełnie inna, ale od strony wizualnej (Slota malował ,,szkielety" rowerów białą farbą) mogła posłużyć za inspirację dla autorów pierwszych instalacji przypominających tragedie z udziałem rowerzystów (rok 2003, St. Louis). Szlachetny, ale i budzący kontrowersje (np. w szeregach miejskich służb porządkowych) trend rozprzestrzenił się po całym świecie, co można prześledzić na stronie http://ghostbikes.org/

Na wysokości Owińsk wchodzimy na odcinek szlaku, który już znamy z innej wędrówki (patrz Bartek, cysterki i szlak widmo), wiosenny las wygląda jednak zupełnie inaczej niż we wrześniu.


wiosenny las (wygląda zupełnie inaczej niż we wrześniu)


Gdzieś w okolicach skrzyżowania szlaku czerwonego z niebieskim, dostrzegamy w odległości kilkuset metrów przed nami spokojnie przekraczającego drogę kolejnego leśnego stwora. Tym razem nie mamy pomysłu na rozsądny werdykt gatunkowy. Z tego co udaje nam się dostrzec, jest długi, średnio wysoki, ma czarną sierść, bardziej bujną w przedniej części cielska oraz ogon z pędzelkiem. Wygląda jakby urwał się ze średniowiecznego bestiariusza. Skręcamy w prawą odnogę drogi i zastanawiamy się co jeszcze czai się w gąszczu Puszczy Zielonki...

Przed Kamińskiem, (chociaż wiemy, że trzeba tam uważać) gubimy szlak i wchodzimy do wsi od zupełnie nowej strony. Za Kamińskiem schodzimy na chwilę z oznakowanej trasy celowo, skuszeni dróżką wiodącą nad Jezioro Miejskie w Okońcu (nadal nie wiemy dlaczego ,,Miejskie").


Jezioro Miejskie w Okońcu


Z Okońca ruszamy nieznanym nam jeszcze odcinkiem czerwonego szlaku nr 184 do Zielonki. W samej Zielonce już byliśmy, ale nie mieliśmy okazji zobaczyć tamtejszego arboretum, a więc tym razem chcemy nadrobić zaległości. Wchodzimy przez bramę na teren założenia i... czujemy się jakbyśmy dalej szli szlakiem przez las. O tym że jest inaczej, świadczą tylko drewniane tablice z nazwiskami patronów alejek, paliki z kodami qr do zeskanowania, odsyłające do strony ścieżki dydaktycznej Owadogród oraz nogi.


efekty pleneru rzeźbiarskiego z 2003 r. w arboretum w Zielonce


Niemniej jednak, arboretum wygląda dosyć dziko. Bez podpowiedzi trudno nam rozpoznać wszystkie z kilkuset (albo - jak podają inne źródła - z nawet ponad tysiąca) gatunków drzew i krzewów. Z zieleniejącego powoli gąszczu udaje nam się samodzielnie wyłowić tylko te kwitnące właśnie na intensywne kolory, na przykład forsycję i pigwowca.


kwitnący pigwowiec z arboretum w Zielonce


Z Zielonki przemieszczamy się do Głęboczka, dumnego ze swojego jednego pieszego woja (patrz tutaj). Wychodzimy z miejscowości pnącą się w górę brukowaną ulicą, oznaczoną muszlą św. Jakuba. Opuszczamy ją, odbijając w prawo, kiedy napotykamy tablicę z napisem "Rezerwat żywiec dziewięciolistny 0,5 km". 




O żywcu wiemy tyle, że występuje głównie na obszarach górskich, a na nizinach jest rzadkością, dlatego jego stanowiska odkryte na terenie nadleśnictwa Łopuchówko, leśnictwa Boduszewo zostały objęte ochroną. Powinien kwitnąć w marcu - kwietniu, ale ponieważ nie prowadzi skrupulatnie swojego profilu facebookowego jak śnieżyca ze Śnieżycowego Jaru, nie wiemy czy nie zjawiliśmy się za późno. Przy wejściu do rezerwatu wita nas tablica z opisem rośliny i mapką z zaznaczoną trasą zwiedzania. Podążamy ścieżką odwzorowaną na mapce zieloną, przerywaną linią, odchodząca od tablicy w głąb rezerwatu. Wkrótce jednak wąska dróżka niknie całkowicie między drzewami, co wskazywałoby na to, że miejsce nie jest zbyt tłumnie odwiedzane. Ma to swoje plusy - czujemy się wyjątkowo, spacerując samotnie wśród dwustuletnich drzew, wspinając się na wzgórze z widokiem na Jezioro Leśne, połączone rozlewiskiem z Jeziorem Głębocko i wypatrując żywca. Minus jest taki, że stanowisk chronionej rośliny nie odnajdujemy. Zadowalamy się jednak pozytywnymi efektami dendroterapii i ruszamy w stronę Boduszewa.

W Boduszewie można skręcić z drogi, żeby zobaczyć XIX-wieczny pałac (albo nawet w nim przenocować). My całkiem przyjemną trasą pośród przeróżnych upraw wędrujemy do Przebędowa na autobus.

Komentarze