Ile kilometrów ma ten maraton? (KDB on tour)

pamiątkowy medal dla finisherów wykonany w pracowni Cahaya


Budzi nas zachrypnięty kogut i alarmy nastawione w telefonach na tę samą godzinę. Jest pierwszy kwietnia, czwarta rano. Za godzinę musimy stawić się w Centrum Edukacyjnym ,,Szklany dom" w Ciekotach na starcie maratonu pieszego ,,Przedwiośnie". Ile kilometrów ma ten maraton? Siedemdziesiąt sześć. Jego trasa przebiega pętlą zakreśloną na mapie wokół Świętokrzyskiego Parku Narodowego.



Zakładamy czołówki, przypinamy numery startowe (testując różne warianty z agrafkami oraz ze smyczą znalezioną w pakiecie startowym) i ruszamy (oczywiście pieszo) do punktu zbornego. Udaje nam się zdążyć akurat na moment ustawiania się przed repliką dworku Żeromskich do pamiątkowego zdjęcia. Himalaiści pewnie nie pochwaliliby pomysłu wspólnego fotografowania się przed wyprawą, ale piechurom przesądy niestraszne. Aparat rejestruje 183 twarze spragnione przygody, wiosennego słońca i odcisków na stopach, a chwilę później ruszamy w drogę (jako że nikt nie krzyczy "prima aprilis!").

Pierwsze półtora kilometra wiedzie niebieskim szlakiem, ale oznakowania właściwie nie trzeba kontrolować, bo idziemy wszyscy zwartą grupą. Stawka zaczyna się rozciągać dopiero, kiedy przekraczamy Lubrzankę i (z pomocą służb drogowych) szosę, po czym zaczynamy się piąć ostro pod górę czerwonym szlakiem na Diabelski Kamień. Gdy docieramy do skały wznoszącej się na wys. 460 m n.p.m., niebo rozjaśnia się już na tyle, że bez pomocy latarki można szukać w kwarcycie śladów czarcich pazurów. Chowamy czołówki, ale za to wyciągamy mapę laminowaną, ponieważ grupa przed nami, do tej pory pewnie prowadząca resztę wycieczki, nagle zaczyna mieć wątpliwości. Mapa mówi, że tak, musimy się wrócić te 200 m do drogowskazu kierującego na Masłów. Schodzimy teraz do pierwszego punktu kontrolnego w Masłowie Drugim (mylące ;)). W dole pełzają poranne mgły, wyglądające malowniczo, ale podejrzewane niestety o konszachty ze smogiem. Przy sklepie spożywczym podajemy mapki do obowiązkowego znakowania perforatorem i odbieramy przysługujące nam batoniki. Bez zbędnych ceregieli ruszamy dalej, tym razem odcinkiem oznaczonym przez organizatora. 

Na kawałku asfaltowym za Mąchocicami-Scholasterią napotykamy zieloną tablicę z napisem ,,Ciekoty", ale na szczęście nie oznacza to, że kończymy już imprezę. Zamiast kierować się na Szklany Dom, odbijamy bowiem w lewo na Klonów, do drugiego punktu kontrolnego zlokalizowanego w drewnianym budynku szkoły podstawowej. Na miejscu wyrywamy się przewodzącemu obsłudze punktu szalonemu doktorowi o niejasnych zamiarach i przedzieramy się w kierunku herbaty oraz drożdżówek.

Po chwili odpoczynku wspinamy się na Bukową Górę. W lesie kwitną zawilce i coś fioletowego.




Mijamy skałki, przy których czai się lotny fotograf, a następnie schodzimy do Starej Wsi. Ktoś dzwoni do domu zameldować, że 1/3 trasy już za nami. No tak, minęliśmy właśnie dwudziesty piąty kilometr... Idziemy teraz świeżym asfaltem. Jak bardzo świeżym, przekonujemy się, kiedy podłoże zaczyna się nam niepokojąco kleić do butów, a z naprzeciwka nadjeżdżają dwa walce... Przez plac budowy przedzieramy się do Bodzentyna, gdzie czeka nasze wsparcie duchowo-fotograficzne, a ze strony organizatora- trzeci punkt kontrolny zaopatrzony w zupę pomidorową z makaronem typu muszelki oraz Coca-Colę. 


ruiny zamku biskupów krakowskich w Bodzentynie


Posiliwszy się, ruszamy w dalszą drogę. Przed nami teraz dłuższy fragment bitumiczny przez Celiny do Woli Szczygiełkowej. Po czwartym przedziurkowaniu mapy porywamy kilka wafli i z ulgą wchodzimy do lasu. Tempo mamy dobre, ale i teren jest póki co prawie płaski. Największe atrakcje Gór Świętokrzyskich przecież dopiero przed nami. Tymczasem niepostrzeżenie mijamy połowę trasy. Przy odbiciu na Stare Baszowice czeka lotny fotograf, który zachęca nas do spróbowania "herbaty prezesa" w piątym punkcie kontrolnym. Przeczuwamy jakieś wyskokowe dodatki, ale napój okazuje się jednak bezalkoholowy. Co nie zmienia faktu, że herbata gotowana w kotle nad ogniskiem z cytrusami oraz przyprawami korzennymi smakuje obłędnie.

Mijamy stawek pełen żab wykazujących bardzo wiosenny nastrój i ruszamy w stronę Nowej Słupii. Kiedy wędrujemy chodnikiem wzdłuż drogi 751, napotykamy wychodzący nam naprzeciw lotny punkt kontrolny. Wkrótce potem strzałki na żółtym tle kierują nas do początku niebieskiego szlaku na Święty Krzyż (inaczej: Łysą Górę lub Łysiec, nie mylić z Łysicą, na którą będziemy się wspinać później). Przechodzimy przez bramę Świętokrzyskiego Parku Narodowego, lustrując bacznie budkę poboru opłat (czy aby nie kryje się tam jakiś punkt kontrolny). Mijając kolejne stacje drogi krzyżowej, zdobywamy drugi co do wysokości szczyt Gór Świętokrzyskich (594 m n.p.m). Na wierzchołku wita nas sylwetka klasztoru zlewająca się w jedną całość z wystającą zza barokowych zabudowań wieżą radiowo-telewizyjną z lat 60. XX w.


dwie wieże na Łysej Górze


W klasztorze na Świętym Krzyżu przechowywane są relikwie, od których wzięła się nazwa zarówno szczytu, jak i całego pasma górskiego. Mijając jego zabudowania z lewej strony, wkraczamy na szlak czerwony, czyli Główny Szlak Świętokrzyski, który będzie nas teraz prowadził prawie do samego końca przejścia. Tablice rozmieszczone wokół znajdującego się po prawej stronie drogi masztu nadawczego ostrzegają przed spadającym lodem, ale przy dzisiejszej pogodzie (nieustannie słonecznie i ok.20 stopni) raczej nie musimy się go obawiać... Schodzimy do Osady Średniowiecznej u stóp Łysej Góry, gdzie czeka na nas szósty punkt kontrolny i sycąca zalewajka świętokrzyska. Na tym etapie ból mięśni daje się już we znaki. "Nie siadaj!" - krzyczą do mnie. - "Jeśli usiądziesz, to już nie wstaniesz!". Siadam i zjadam łapczywie zupę. Potem wstaję. Ruszamy w kierunku Podlesia.

Drogowskaz w Podlesiu wskazuje którędy na Kakonin. A w Kakoninie, przy zabytkowej XIX-wiecznej chałupie, czekają dziewczyny w strojach ludowych, gotowe przedziurkować nasze mapki po raz siódmy. Są też ciastka, ale mamy już trochę dosyć słodyczy. Nie zwlekając, kierujemy swoje kroki ku Przełęczy św. Mikołaja i najwyższemu szczytowi Gór Świętokrzyskich, czyli Łysicy (612 m n.p.m). Podejście wydaje się łagodne. Więcej trudności sprawia nam zejście usiane kamieniami. W końcu docieramy jednak do źródełka św. Franciszka (warto napić się wody, a nuż leczy np. choroby oczu...?) i bramy parku narodowego w Świętej Katarzynie. Za bramą napotykamy ostatni punkt kontrolny. Dostajemy na drogę pakiet złożony z wafla w czekoladzie i półlitrowej butelki wody mineralnej, po czym oddalamy się w stronę Krajna Pierwszego. Przed nami jeszcze trochę asfaltu. Mijając siedemdziesiąty kilometr, zaczynamy zastanawiać się jakim cudem udało nam się w zeszłym roku pokonać dwa razy tyle podczas Przejścia Kotliny Jeleniogórskiej... Asfalt kończy się za Krajnem, gdzie zaczyna się podejście na Wymyśloną. Wymyślona jest jak najbardziej prawdziwa, a nad jej wierzchołkiem zachodzi pomarańczowe słońce. Wkrótce osiągamy skałki na szczycie. Schodząc, widzimy jak na dłoni drogę na Radostową, która wygląda jakby przebiegała prawie pionowo... Na szczęście to tylko złudzenie optyczne. Ściemnia się, wyciągamy czołówki. Zostało już tylko zejście do Przełomu Lubrzanki i krótki odcinek niebieskim szlakiem powtórzony z początku maratonu. Po piętnastu i pół godzinach marszu wchodzimy na metę w Ciekotach. Grają fanfary, ktoś uderza w gong. Jest zupa gulaszowa i piwo. Siadamy. Siedzi nam się tak dobrze, że zostajemy aż do 23:00, czyli do czasu przybycia ostatnich uczestników.

Następnego dnia rano podczas uroczystej gali kończącej imprezę otrzymujemy medale i upominki. Jest też losowanie nagród. Ktoś wygrywa misiurkę ufundowaną przez zamek w Chęcinach (tłum skanduje: "załóż, załóż!!!"), facet otrzymuje damską koszulkę (tłum skanduje: "załóż, załóż!!!"), do innych szczęśliwców wędrują bony na naleśniki, torty, zegarki i pobyty w SPA. Pierwszy raz mamy okazję zobaczyć dworek Żeromskich w świetle słonecznym...




Ciekawe czy Stefan Żeromski, gdyby miał taki wybór, wolałby napisać ,,Przedwiośnie" czy przejść ,,Przedwiośnie"...?

Komentarze

  1. Cześć. Czytam Twojego bloga od jakiegoś czasu i przyznam, że zaglądam tu coraz częściej �� Fajnie piszesz, i dajesz innym mnóstwo informacji. Oby tak dalej. Pozdrawiam P.Z

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie opisujesz wycieczki. Od jakiegoś czasu czytam Twój blog i z pewnością tak zostanie ;) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz