U Pana Boga pod drzwiami (KDB on tour).


Po naszej poprzedniej wizycie na Podlasiu czuliśmy niedosyt. Co prawda objedliśmy się wszystkimi możliwymi wariacjami na temat ziemniaków, a i zobaczyliśmy co nieco, ale temperatura poniżej minus dziesięciu stopni Celsjusza skutecznie odstraszała przed dłuższymi wypadami na szlaki Puszczy Knyszyńskiej (chyba że ktoś zdecydował się po niej biegać, tak jak połowa z nas). 

Tym razem znowu lądujemy w Supraślu, a połowa z nas znowu biega. Po drodze wpadamy znowu do Białegostoku, znowu zamawiamy kartacze w Cafe Esperanto na Rynku Kościuszki i znowu spacerujemy po ogrodach Pałacu Branickich. Z nowości próbujemy popularnej przed wojną buzy- kwaskowatego napoju wyrabianego z kaszy jaglanej, podawanego z rodzynkami oraz chałwą. Pada deszcz, młodego Zamenhofa stojącego w przejściu pomiędzy dwoma kamienicami ktoś okrył różowym szalem.


nocna iluminacja Pałac Branickich

Wracać do Supraśla jest rzeczą naturalną. Wie o tym dobrze Jacek Bromski, który kręcił tutaj najpierw ,,U Pana Boga za piecem", potem ,,U Pana Boga w ogródku", a dwa lata później jeszcze ,,U Pana Boga za miedzą". Jeden z drewnianych domów tkaczy obudowujących ulicę 3. Maja zagrał w trylogii mieszkanie komendanta. (Choć akurat nie ten ze zdjęcia u góry posta). 


ulica 3. Maja w dzień i w nocy

Urokowi tutejszej zabudowy trudno zresztą nie ulec. Nie dość, że cieszy oko ,,ludzką" skalą i wszechobecnym drewnem, to jeszcze kryje w przytulnych wnętrzach liczne kafejki oraz serwujące kuchnię podlaską restauracyjki. Warto odwiedzić na przykład kultowy bar ,,Jarzębinka". Komentarze w aplikacji Google Maps nieprzypadkowo polecają spróbować tutaj babki ziemniaczanej czy marcinka oraz... podejrzeć szalony wystrój łazienki. 


bar ,,Jarzębinka" oraz marcinek w wersji ,,klasycznej"

W sobotę rano, kiedy połowa z nas jest już od kilku godzin na trasie Ultra Bisona, druga połowa wybiera się na oznaczony czerwonym kolorem Szlak Wzgórz Świętojańskich. Trasa rozpoczyna się w okolicach placu Kościuszki w Supraślu, a kończy we wsi Sokole w gminie Michałowo. Całej pewnie nie uda się przejść (zwłaszcza w tę i z powrotem), ale jest szansa na dotarcie chociażby do wieży widokowej na Górze Kopnej (nie mylić z miejscowością Kopna Góra, oddaloną od wysokiego na 211 m n.p.m. wzniesienia o ok. 20 km).

Wędrując przez jesienniejący powoli las, napotykam przy drodze nie tylko drewniane kapliczki, ale i zielone punkty kontrolne, umożliwiające samodzielne ćwiczenie chodzenia/biegania na orientację. W okolicy Supraśla jest ich sporo. Wystarczy zaopatrzyć się w mapy projektów ,,Supraśl, część wsch.", ,,Supraśl, część zach.", ,,Krzemienne Góry" czy ,,Miasto Supraśl" aby rozpocząć przygodę z BnO w Puszczy Knyszyńskiej.


...wędrując przez jesienniejący powoli las...


...napotykam nie tylko drewniane kapliczki...


...ale i zielone punkty kontrolne.

Pod myśliwską amboną robię małą przerwę na drugie śniadanie. Kiedy tylko cichną moje kroki, ze wszystkich stron zaczynają wychodzić natychmiast całe pochody jeleni (znikające znów w gąszczu zaraz po wyciagnięciu aparatu). Aż dziwne, że nie pokazują się żubry... 

Kontrolując międzyczasy zawodników Ultrabisona stwierdzam, że druga połowa biegnie nadspodziewanie szybko. Muszę zrezygnować z kontynuowania wycieczki, jeśli chcę zdążyć przed nią na metę (i zjeść jeszcze kawałek marcinka w ,,Jarzębince"). Nie dotrę tym razem na Kopną Górę, a więc znów pozostanie niedosyt... Ale, jak wiemy, rzeczą naturalną jest wracać do Supraśla. Tutaj można poczuć się w końcu jak u Pana Boga za piecem.


< następny post

poprzedni post >

Komentarze