Twardziele (KDB on tour)
Twardziele Świętokrzyscy |
Przebieg trasy: z Gołoszyc na Górę Perzową cały czas Głównym Szlakiem Świętokrzyskim (z jednym wyjątkiem pomiędzy Przełomem Lubrzanki a Diabelskim Kamieniem) + zejście do Centrum Sportowo- Rekreacyjnego w Strawczynku (zamiast ostatniego odcinka GSŚ: Góra Perzowa - Kuźniaki)
Długość trasy: 96,6 km
Czas przejścia (łącznie z postojami na punktach kontrolnych i odżywczych): 19 godzin 52 min. (limit 22 godziny)
Od godziny 16:00 koczujemy w holu Wyższej Szkoły Ekonomii, Prawa i Nauk Medycznych w Kielcach wraz z blisko stu sześćdziesięcioma innymi kandydatami na Twardzieli Świętokrzyskich. Obserwujemy jak organizatorzy rozstawiają pieczołowicie stanowiska z mapkami trasy, smyczami, numerami startowymi oraz numerkami identyfikacyjnymi na przepak. Po odhaczeniu się na liście i odebraniu wszystkich dóbr wciąż zostaje nam sporo czasu do odprawy przedstartowej, wykorzystujemy go więc na przygotowanie rozpiski czasowej, która ma nam pomóc ukończyć imprezę w limicie. Zakładając, że będziemy się poruszać w średnim tempie 13 min./km, pozostaje nam godzina zapasu, którą możemy wykorzystać na punktach kontrolno- odżywczych... Plan opracowany, to co by tu jeszcze... Może napój albo przekąska z automatu...? Może wysmarować stopy sudocremem...?
O 18:00 zbieramy się w audytorium na pierwszym piętrze. Następuje wymiana uprzejmości pomiędzy organizatorami a sponsorami, wyróżnienie z tłumu uczestników, którzy biorą udział w imprezie nie po raz pierwszy (i nie po raz drugi), a na koniec krótkie omówienie najważniejszych reguł przejścia oraz kluczowych momentów na trasie. Dostajemy też radę, żeby najlepiej poruszać się w dwu- lub trzyosobowych grupkach, bo ,,jest weekend majowy, młodzież się bawi". Na szczęście zanim zdążymy sobie przypomnieć wszystkie teksty utworów posła Liroya- Marca, wójt gminy Zagnańsk prostuje, że mieszkańcy są o Twardzielu uprzedzeni, będą nas wspierać i dopingować.
Po odprawie czas na wspólne zdjęcie przed wejściem do uczelni. Później wsiadamy do przydzielonych nam zgodnie z kolejnością alfabetyczną autokarów i ruszamy w kierunku Gołoszyc (w ostatniej chwili próbując jeszcze odnaleźć właściciela torby w kolorze khaki).
Kiedy docieramy na miejsce, w okolice alei lipowej z oznaczeniem początku Głównego Szlaku Świętokrzyskiego im. Edmunda Massalskiego, do 20:00 brakuje już tylko dziesięciu minut. A o 20:00 (no, może 20:01...) startujemy przy dźwięku specjalnie przygotowanego na tę okazję dzwonka. Właśnie zachodzi słońce, ale temperatura powietrza utrzymuje się w okolicach dwudziestu stopni. Według prognoz dopiero nad ranem może spaść poniżej czternastu. W tych niemalże letnich warunkach śmiało ruszamy w stronę granicy Jeleniowskiego Parku Krajobrazowego. Mijamy cmentarz żołnierzy z I wojny światowej, po czym wchodzimy do lasu, już w świetle czołówek rozpoczynając łagodne podejście na Truskolaską.
Pierwsze kilometry mijają niezwykle szybko. Zostawiamy za sobą Wesołówkę, Przełęcz Karczmarkę, Szczytniak, Przełęcz Jeleniowską oraz Jeleniowską Górę. Na pierwszym punkcie kontrolnym, po przybiciu regulaminowych pieczątek w "przewodniku maratończyka", rzucamy okiem na rozpiskę czasową. Ta wprawia nas w wyjątkowo dobre humory, bo jak na razie trzymamy tempo poniżej 11 min./km.
Za nami Pasmo Jeleniowskie, przed nami Łysogóry. Zaczynamy od podejścia z Trzcianki na Święty Krzyż. Niemal dokładnie o północy meldujemy się na szczycie, a tam czeka punkt odżywczy- niespodzianka, przygotowany przez chłopaków z dobRUNoc - bieganie nocą (,,- Coś u was przybijam? - Tak, piątkę"). Zajadamy się ciastkami, jabłkami, pomarańczami. Popijamy to kawą, herbatą oraz napojami funkcjonalnymi. Łypiemy okiem w kierunku Soplicy wiśniowej, również rozstawionej na stoliczku... Zostawiamy ją jednak w spokoju i schodzimy asfaltówką do Huty Szklanej. Wędrujemy teraz komfortowo odcinkiem znanym nam już z zeszłorocznego Przedwiośnia.
Na trzydziestym trzecim kilometrze, w Kakoninie przy chałupie świętokrzyskiej, posilamy się gorącą zupą pomidorową z ryżem. Uzupełniamy też zapasy wody. Potem ruszamy w kierunku Przełęczy Św. Mikołaja i najwyższemu szczytowi Gór Świętokrzyskich - Łysicy. (Właściwie to najpierw ruszamy w dokładnie przeciwnym kierunku, ale obsługa punktu kontrolnego przytomnie zawraca nas na dobrą drogę.)
Podejście na Łysicę nie sprawia nam większych problemów. Bardziej uważać trzeba na usianym kamieniami zejściu do Świętej Katarzyny. Przed samą bramą Świętokrzyskiego Parku Narodowego czeka jednak nagroda za trudy: źródełko św. Franciszka z lodowatą, orzeźwiającą wodą (w dodatku uzdrawiającą choroby oczu...).
Teraz przed nami prawie dwa kilometry poboczem drogi wojewódzkiej 752, o tej porze na szczęście niezbyt ruchliwej. Najpierw mijamy zatoczkę z drewnianą kapliczką, potem większy parking. Za parkingiem skierujemy się na Krajno Pierwsze. Po przejściu jeszcze około kilometra drogą bitumiczną, wychodzimy na pola pod Wymyśloną Górą. Zaczyna powoli świtać, a pohukiwanie które towarzyszyło nam w lesie, zamienia się w świergot skowronków.
Po wschodniej stronie nieba rzeczywiście robi się jaśniej, natomiast od południowego zachodu nadciąga niezbyt przyjaźnie nastawiona granatowa chmura. Widząc towarzyszące jej błyski, przyśpieszamy kroku. Jesteśmy już na Radostowej, może zdążymy przed burzą dotrzeć do hostelu Lubrzanka, gdzie zlokalizowany jest przepak? Na szczęście ostatecznie jakoś się z tą chmurą wymijamy i załapujemy się tylko na odrobinę deszczu.
Po przekroczeniu kładki na Lubrzance wychodzimy znowu na drogę 752, po czym idziemy około 1,5 kilometra za umieszczonymi przez organizatorów Twardziela niebieskimi strzałkami, białymi kropkami oraz biało- czerwonymi taśmami znaczącymi dojście do hostelu. Przepak co prawda na nas nie czeka, bo nie planowaliśmy z niego korzystać, ale wiemy, że będzie tam też herbata i pierwsza toaleta "nie w lesie"...
Teraz najważniejsze to nie myśleć, że jesteśmy dopiero w połowie drogi... Wracamy na czerwony szlak i przez Diabelski Kamień oraz Klonówkę schodzimy do Masłowa. Ostrzegano nas, że w związku z własnością gruntów zmienił się przebieg szlaku na Domaniówkę, ale nie robi nam to wielkiej różnicy. Tego odcinka i tak nie znamy, a oznaczenia szlaku nie budzą wątpliwości. W Masłowie spotykamy tubylca, który wręcza nam gałązkę bzu, a następnie robi sobie z nami spacer ulicą - nomen omen- Spacerową, zagadując o detale związane z supermaratonem.
Za nami Pasmo Jeleniowskie, przed nami Łysogóry. Zaczynamy od podejścia z Trzcianki na Święty Krzyż. Niemal dokładnie o północy meldujemy się na szczycie, a tam czeka punkt odżywczy- niespodzianka, przygotowany przez chłopaków z dobRUNoc - bieganie nocą (,,- Coś u was przybijam? - Tak, piątkę"). Zajadamy się ciastkami, jabłkami, pomarańczami. Popijamy to kawą, herbatą oraz napojami funkcjonalnymi. Łypiemy okiem w kierunku Soplicy wiśniowej, również rozstawionej na stoliczku... Zostawiamy ją jednak w spokoju i schodzimy asfaltówką do Huty Szklanej. Wędrujemy teraz komfortowo odcinkiem znanym nam już z zeszłorocznego Przedwiośnia.
Na trzydziestym trzecim kilometrze, w Kakoninie przy chałupie świętokrzyskiej, posilamy się gorącą zupą pomidorową z ryżem. Uzupełniamy też zapasy wody. Potem ruszamy w kierunku Przełęczy Św. Mikołaja i najwyższemu szczytowi Gór Świętokrzyskich - Łysicy. (Właściwie to najpierw ruszamy w dokładnie przeciwnym kierunku, ale obsługa punktu kontrolnego przytomnie zawraca nas na dobrą drogę.)
Podejście na Łysicę nie sprawia nam większych problemów. Bardziej uważać trzeba na usianym kamieniami zejściu do Świętej Katarzyny. Przed samą bramą Świętokrzyskiego Parku Narodowego czeka jednak nagroda za trudy: źródełko św. Franciszka z lodowatą, orzeźwiającą wodą (w dodatku uzdrawiającą choroby oczu...).
Teraz przed nami prawie dwa kilometry poboczem drogi wojewódzkiej 752, o tej porze na szczęście niezbyt ruchliwej. Najpierw mijamy zatoczkę z drewnianą kapliczką, potem większy parking. Za parkingiem skierujemy się na Krajno Pierwsze. Po przejściu jeszcze około kilometra drogą bitumiczną, wychodzimy na pola pod Wymyśloną Górą. Zaczyna powoli świtać, a pohukiwanie które towarzyszyło nam w lesie, zamienia się w świergot skowronków.
Po wschodniej stronie nieba rzeczywiście robi się jaśniej, natomiast od południowego zachodu nadciąga niezbyt przyjaźnie nastawiona granatowa chmura. Widząc towarzyszące jej błyski, przyśpieszamy kroku. Jesteśmy już na Radostowej, może zdążymy przed burzą dotrzeć do hostelu Lubrzanka, gdzie zlokalizowany jest przepak? Na szczęście ostatecznie jakoś się z tą chmurą wymijamy i załapujemy się tylko na odrobinę deszczu.
Po przekroczeniu kładki na Lubrzance wychodzimy znowu na drogę 752, po czym idziemy około 1,5 kilometra za umieszczonymi przez organizatorów Twardziela niebieskimi strzałkami, białymi kropkami oraz biało- czerwonymi taśmami znaczącymi dojście do hostelu. Przepak co prawda na nas nie czeka, bo nie planowaliśmy z niego korzystać, ale wiemy, że będzie tam też herbata i pierwsza toaleta "nie w lesie"...
Teraz najważniejsze to nie myśleć, że jesteśmy dopiero w połowie drogi... Wracamy na czerwony szlak i przez Diabelski Kamień oraz Klonówkę schodzimy do Masłowa. Ostrzegano nas, że w związku z własnością gruntów zmienił się przebieg szlaku na Domaniówkę, ale nie robi nam to wielkiej różnicy. Tego odcinka i tak nie znamy, a oznaczenia szlaku nie budzą wątpliwości. W Masłowie spotykamy tubylca, który wręcza nam gałązkę bzu, a następnie robi sobie z nami spacer ulicą - nomen omen- Spacerową, zagadując o detale związane z supermaratonem.
Weszliśmy w rejon Wzgórz Tumlińskich. Przy pomniku skręcamy znowu w las, wchodząc na pierwsze wzniesienie tego pasma- Sosnowicę. Zaraz potem schodzimy na rozgrzany jak patelnia asfalt prowadzący niemiłosiernie długą prostą pod górę. Jest po dziewiątej, po porannym chłodzie nie zostało już nawet najmniejszego śladu. Umilamy sobie czas, obstawiając jaka zupa może nas przywitać w szkole w Tumlinie. Okazuje się, że jarzynowa, żadne z nas nie zgadło. A do tego jeszcze kanapki i słodkie bułki na drogę.
To wszystko dodaje nam sił, aby ruszyć dalej na Grodową. Badania archeologiczne wykazały, że wzniesienie to było ważnym ośrodkiem kultu pogan, stąd nazwa utworzonego w partii szczytowej rezerwatu przyrody - Kamienne Kręgi. Żadnych kręgów co prawda nie widać, ale szlak prowadzi za to obok kapliczki z końca XIX w., a dalej nad wyrobiskiem kamieniołomu piaskowca.
Po zejściu z Kamienia do drogi krajowej 74 natykamy się na uczestników wycieczki ,,Na spotkanie z Twardzielami" organizowanej przez Klub Turystów Pieszych PTTK ,,Przygoda". Na nasz widok krzyczą: "Przejście, przejście!" oraz "Brawo, brawo!". Zawstydzeni, nieomal przegapiamy ukryty w tłumie punkt kontrolny zawiadywany przez sołtysa Miedzianej Góry.
Przedeptawszy kolejny kilometr, natrafiamy na jeszcze jeden punkt kontrolny, tym razem prowadzony przez Aktywny Ćmińsk. Czego tam nie ma! Muffiny, donuty, placki, owoce, napoje... Ciągle zszokowani, z mandarynkami i izotonikiem w dłoni, wspinamy się na Ciosową. Na szczycie witają nas zapierające dech widoki... oraz młodzież dopingująca nas bardzo pocieszającym okrzykiem: "jeszcze tylko 21 kilometrów!"
Niestety, od Porzecza (78 km, kolejny czynny sklep spożywczy) kilometry zaczynają mijać podejrzanie wolniej. Być może wynika to z przebiegu trasy, który kształtuje się mniej więcej tak: morderczy odcinek w upale asfaltem - w oddali widoczna jakieś zalesione wzniesienie - krótki odcinek lasem - morderczy odcinek w upale asfaltem... Schemat powtarza się trzy razy i za każdym razem mamy nadzieję (na przekór temu co wskazuje GPS), że to już Perzową Górę widać przed nami. Ale przed nią jest jeszcze Barania Góra. I Siniewska Góra. Wreszcie dostrzegamy na drzewie tablicę z napisem "Twardziel Świętokrzyski - do mety 10 km". A więc teraz już musi być Góra Perzowa! Zmuszamy nogi do jeszcze odrobiny wysiłku. Przy mieszczącej się w jaskini pod szczytem kapliczce św. Rozalii czeka lotny fotograf, który pociesza, że teraz będzie już tylko w dół albo po płaskim.
Po zejściu z Góry Perzowej (prowadzeni białymi kropkami) wchodzimy na ostatni punkt kontrolny. Noga za nogą idziemy dalej szosą, przy której napotykamy tablicę "do mety 6 km". Modlimy się, żeby tylko nie odliczali co kilometr... Jeszcze tylko droga przez las i docieramy do Strawczynka. Na horyzoncie widać centrum sportowe... Coo, tak dalekoooo??? Ale to już naprawdę ostatni odcinek. Jesteśmy na mecie! Teraz można odebrać medale, dyplomy i statuetki. Można się przebrać. Można pójść na basen. A co najważniejsze: można usiąść... Zostaliśmy Twardzielami Świętokrzyskimi!
Juuhuu!Gratulacje
OdpowiedzUsuń