A gdyby tak... 6/6. Granica.



Trasa: (cały czas czerwonym szlakiem) Bacówka pod Honem> Wołosań> Jaworne> Przełęcz Żebrak> Chryszczata> Jeziorka Duszatyńskie> Duszatyn> Prełuki> Komańcza Letnisko

Długość trasy: 31 km

Czas przejścia: 8 godzin 40 minut



Początek szlaku wita nas ostrym podejściem pod stok narciarski. Zaliczamy kolejno szczyty: Hon, Osina, Berest, Sasów, w końcu Wołosań (1071 m n.p.m.). Teraz będzie już tylko niżej. 

Od Jawornego pojawiają się strzałki zachęcające do zejścia do studenckiej bazy namiotowej Rabe. Nie odpuszczają przez najbliższe siedem kilometrów. Tymczasem mijamy przełęcz Żebrak, gdzie ustawiona przy szosie tablica ostrzega o niebezpieczeństwie spotkania z niedźwiedziem. Niedźwiedź się nie pojawia, więc zaczynamy podejście na Chryszczatą. 

Trudno się powstrzymać od przemianowania jej na Pryszczatą, ale prawdziwa nazwa wywodzi się prawdopodobnie od łemkowskiej nazwy trującego czworolistu pospolitego (chreszczate zilie) lub ukraińskiego słowa oznaczającego krzyż lub skrzyżowanie dróg (chrest). Po drodze mijamy krzyże poświęcone nieznanym żołnierzom poległym na zboczach góry podczas I wojny światowej.


czworolist pospolity


Na szczycie Chryszczatej stoi betonowa wieża geodezyjna z czasów zaborów (podobna do tej na Wielkiej Rawce), która posłużyła znakarzom do wymalowania strzałek wskazujących dalszy przebieg Głównego Szlaku Beskidzkiego. Idziemy za nimi do rezerwatu Zwiezło. Jak informuje ustawiona w rezerwacie tablica, jego nazwa pochodzi od mas ziemi i skał, które na początku XX w. po wiosennych roztopach i ulewnych deszczach ,,zwiezły się", powodując zatamowanie odpływu potoku Olchowatego oraz powstanie trzech Jeziorek Duszatyńskich. Do naszych czasów dotrwały dwa, objęte ochroną zaraz po osuszeniu trzeciego w celu odłowu pstrąga. Inicjatorem powołania rezerwatu był zresztą sam osuszający, hrabia Potocki.


Jeziorka Duszatyńskie


Od Jeziorek Duszatyńskich wyraźnie nasila się ruch turystyczny. Nic dziwnego, można do nich łatwo dotrzeć z parkingu w Duszatynie. Mijamy parking, a także bar o fantazyjnej nazwie Dusza Jeziorek, po czym idziemy dalej szlakiem, prowadzącym teraz asfaltem. W pewnym momencie pojawia się jednak szansa na porzucenie drogi bitumicznej. Od szosy odchodzą tory kolejki wąskotorowej, a ustawiony przy nich drogowskaz z hasłami ,,Ścieżka, wiadukt, kaskada" kusi, żeby zawierzyć Bieszczadzkiej Kolejce Leśnej.


Bieszczadzka wąskotorówka powołana została do życia pod koniec XIX w., jako przedłużenie do Cisnej (kilka lat później jeszcze dalej do Kalnicy) linii normalnotorowej Przemyśl- Łupków. Kolejka służyła do przewozu pasażerów oraz transportu drewna. W trudnym (wymagającym budowy mostów, przepustów i wiaduktów), ale mało zaludnionym terenie była bardziej opłacalna niż zwyczajna kolej. Jej normalne funkcjonowanie przerywały wojny (najpierw służyła celom wojskowym, później jej infrastruktura była niszczona). W latach 60. XX w. została zmodernizowana, a linię rozbudowano na północ do Rzepedzi oraz na wschód do Wetliny i Moczarnego. Problemy przyniósł kryzys gospodarczy na przełomie lat 80. i 90. Ostatecznie działalność kolejki zlikwidowano w roku 1994. Już w roku 1996 powołano jednak Fundację Bieszczadzkiej Kolejki Leśnej, za sprawą której ciuchcia odrodziła się jako atrakcja turystyczna na dwóch trasach: z Majdanu do Przysłupu oraz z Majdanu do Balnicy.


na wiadukcie Bieszczadzkiej Kolejki Leśnej


Odcinek biegnący przez Duszatyn jest nieczynny, ale trawa na torach została przez kogoś wykoszona. W towarzystwie miniaturowych żabek ruszamy za znakiem ,,Ścieżka, wiadukt, kaskada". Ten rzeczywiście doprowadza nas do wiaduktu, niestety dalej przejście się kończy. Trawa za wiaduktem sięga pasa, a ścieżka biegnąca do kaskady odbija gdzieś w prawo, by chwilę później zagubić się w lesie. Zawracamy do asfaltu, którym posłusznie maszerujemy aż do osady Prełuki, gdzie przekraczamy granicę pomiędzy Bieszczadami a Beskidem Niskim, pomiędzy Karpatami Wschodnimi a Zachodnimi. Granicę, która łączy.

Na odcinku z Prełuk do Komańczy szlak jeszcze raz wpuszcza nas w las. A i w samej Komańczy zatrzymujemy się w Leśnej Willi. Racząc się plackiem po węgiersku (zwanym plackiem po bieszczadzku), myślimy o tym ile zobaczyliśmy, a ile zostało jeszcze do odkrycia w bieszczadzkich lasach i wioskach.


Uczesane przez wiatry
Gołe szczyty Połonin
Proszą, byś po nich poszedł
Biesom, Czadom się skłonił

Komentarze