Ze Zwardonia do Nowego Targu 3/7. Pierogi rano i wieczorem




Trasa: schr. PTTK na Hali Lipowskiej > (żółtym, niebieskim i zielonym szlakiem) schr. PTTK na Rysiance > (czerwonym szlakiem) Hala Rysianka > (czerwonym szlakiem) Trzy Kopce > (dalej czerwonym) Hala Cebulowa > (czerwonym) Hala Miziowa > (żółtym szlakiem) Korbielów > (dalej żółtym) Przełęcz pod Beskidem Krzyżowskim > (czerwonym i niebieskim szlakiem) Przełęcz Głuchaczki > (czerwonym i niebieskim) Mędralowa > (wciąż czerwonym i niebieskim) Przełęcz Jałowiecka > (wciąż) Żywieckie Rozstaje > (czerwonym szlakiem) Fickowe Rozstaje > (czerwonym) schr. PTTK Markowe Szczawiny

Jakość oznakowania: bez zarzutu

Długość trasy: razem z poszukiwaniem sklepu w Korbielowie 35,5 km

Czas przejścia: razem z poszukiwaniem sklepu w Korbielowie 8 godz.50 min.




Rano stery w schronisku na Hali Lipowskiej przejmuje sama właścicielka. Widać 40- letnie doświadczenie schroniskowe w mieszaninie serdeczności i stanowczości, z jaką ogarnia zaspanych turystów. Nieśmiało pytamy czy można o tej porze dostać pierogi (podsłyszeliśmy, że są lepione od czwartej rano), a otrzymując korzystną dla nas odpowiedź, uzupełniamy nietypowy zestaw śniadaniowy o ciasto z jagodami i kawę.

Żegnamy się gromkim "do zobaczenia", po czym powtarzając odcinek wczorajszej trasy, wracamy do Trzech Kopców. Tym razem wybieramy kierunek na Halę Miziową, kontynnując wędrówkę napotkanym przy Rysiance Głównym Szlakiem Beskidzkim. Po drodze mijamy zbieraczy jagód. ,,Z daleka? Daleko?" - zagadują. Streszczamy przebieg trasy i ruszamy dalej, to pewnym krokiem maszerując po leśnej ścieżce, to ostrożnie stąpając po nasiąkniętej jak gąbka łące. Na Hali Miziowej odłączamy się tymczasowo od GSB i wybieramy żółty szlak schodzący do Korbielowa, jako że musimy uzupełnić zapasy prowiantu.


schronisko na Hali Miziowej


Rozmiary schroniska na Hali Miziowej oraz mnogość zlokalizowanych dookoła szałasów wyposażonych w grill wskazują na to, że mamy przed sobą zimowe centrum narciarskie. O tej porze roku tłoku nie ma, ale przybliżając się wijącą się pośród krzaków malin ścieżką do Korbielowa, obserwujemy nasilenie ruchu pieszego. Ktoś podchodząc do schroniska pyta czy na górze nie leży śnieg...

W Korbielowie wychodzimy na ulicę Zbójnicką, która doprowadza nas prosto do małego, drewnianego domku z oscypkami i pamiątkami. Robimy tam niewielkie zakupy, ale chcemy też nabyć kilka produktów nieregionalnych, więc pierwszego napotkanego przechodnia pytamy o najbliższy sklep. Zagadnięty twierdzi, że jeśli pójdziemy w prawo, od natłoku sklepów rozboli nas głowa, a więc podążamy za jego radą (nasz szlak nie skręca w prawo, tylko przechodzi na drugą stronę ulicy i znika w zaroślach). Po jakimś kilometrze wędrówki nadłożonym odcinkiem drogi pośród zabudowy jednolicie mieszkaniowej decydujemy zapytać kogoś jeszcze. Pada na zawianego jegomościa prowadzonego przez rower ("ten na pewno będzie wiedział"), który na wspomnienie o sklepie ożywia się i potwierdza, że za kilkaset metrów będą trzy. Nie kłamie, uzupełniamy więc wreszcie zapasy. Następnie wracamy ponad kilometr do rozejścia szlaków, wybieramy ponownie znaki żółte i wspinamy się do przełęczy pod Beskidem Krzyżowskim.

Znajdujemy się znowu na oznaczonym na czerwono Głównym Szlaku Beskidzkim i będziemy nim szli aż do mety dzisiejszego etapu. Kiedy docieramy do studenckiej bazy namiotowej zlokalizowanej w okolicach Przełęczy Głuchaczki, z oddali dobiega złowróżbne mruczenie, które nie jest bynajmniej produkowane przez silnik samolotu. Wychodząc na Halę Mędralową, możemy obserwować granatowe chmury ocierające się brzuchami o widoczne na horyzoncie szczyty. Przyśpieszamy kroku, mając nadzieję, że wiatr nie zapędzi ich w naszą stronę.

Dzięki burzy siedzącej nam na plecach, wyjątkowo szybko docieramy do granicy Babiogórskiego Parku Narodowego. Tuż za tablicą informacyjną znajduje się drewniana wiata z tabliczką "teren monitorowany", ale poziom czystości wewnątrz wiaty nie potwierdza tych słów.


wesoły park narodowy


Dalej na szlaku jest już lepiej - wśród wielkich zielonych liści szemrzą małe strumyczki, na osuwisku odradza się roślinność. Wkrótce dochodzimy do schroniska na Markowych Szczawinach, zbudowanego od podstaw w latach 2006-2009. Warunki w środku panują niemalże hotelowe. Dostajemy pokój z łazienką, a z ciepłą wodą nie jest jak z Godotem. Tylko na pierogi (jeszcze nam się nie znudziły) czekamy w nieskończoność... Okazuje się jednak, że to nasza wina, bo nie ogarnęliśmy obowiązującego w schronisku systemu kartkowego... Ale nie my jedni, a więc chyba system nie jest doskonały. Po dostarczeniu czarodziejskiego numerka do kuchni, pierogi i grzaniec pojawiają się w mniej niż 10 minut.


schronisko Markowe Szczawiny, pierogi i autografy polskich himalaistów wyeksponowane nad bufetem

Siedząc przed schroniskiem, zauważamy, że wyraźnie się ochłodziło. Drzew czepiają się niskie, białe chmury, a wokół słychać (po polsku i słowacku) szepty zwiastujące załamanie pogody. Nie chcemy w nie wierzyć, w końcu jutro planujemy wspiąć się na Babią Górę...

C.D.N.

Komentarze