Ze Zwardonia do Nowego Targu 4/7. Matka niepogody.



Trasa: schr. PTTK Markowe Szczawiny > (żółtym i niebieskim szlakiem) Skręt Ratowników > (żółtym szlakiem) Babia Góra (Diablak) > (czerwonym szlakiem) Przełęcz Krowiarki > (czerwonym) Cyl Hali Śmietanowej > (żółtym szlakiem) Hala Śmietanowa > (niebieskim szlakiem) Pod Halą Śmietanową > (zielonym szlakiem) Zawoja, centrum > (czerwonym szlakiem) Carchla > (niebieskim szlakiem) Maków Podhalański, Grzechynia

Jakość oznakowania: do Hali Śmietanowej bez zarzutu. Uwaga na rozejściu szlaków za halą! Niebieski łącznik doprowadzający do zielonego szlaku biegnącego z Przełęczy Kucałowej do Zawoi wygląda jakby od dawna nikt nim nie chodził. Znaki zatarte, drogi właściwie nie ma, schodzi się po błotnistym zboczu. Drobne wątpliwości na czerwonym szlaku ok. kilometra za Przełęczą Przysłop. W okolicach Drwalówki gubimy niebieski szlak i niepotrzebnie schodzimy do szosy prowadzącej do Makowa Podhalańskiego.

Długość trasy: 32,3 km

Czas przejścia: 7 h 55 min




Rano budzi nas bębniący w okno dachowe deszcz. Niebo wygląda tak, jakby nie miało się rozchmurzyć przez najbliższe dwa tygodnie, a więc nie ma szans na przeczekanie niekorzystnej aury w Markowych Szczawinach. Zdaje się, że będziemy mieli okazję wypróbować foliowe emergency poncho...

Przy śniadaniu zastanawiamy się czy w ogóle jest dzisiaj sens atakować szczyt Babiej Góry. Może zejdziemy niebieskim szlakiem bezpośrednio na Przełęcz Krowiarki? Kiedy wychodzimy ze schroniska, zamiast ulewnego deszczu wita nas jednak jedynie drobna mżawka, więc nadzieje na wspięcie się na Diablak odżywają. Diablak to nazwa najwyższego szczytu w masywie Babiej Góry. Cały masyw bywa nazywany również Kapryśnicą lub Matką Niepogód (właśnie przekonujemy się jak trafione to określenie...), ale wysokość Babiej Góry wymusza jednak traktowanie jej z szacunkiem, do Kapryśnicy przylgnęło więc jeszcze inne miano - Królowa Beskidów. Tak czy siak, niebieski szlak i szlak żółty, prowadzący na szczyt Diablaka przez Perć Akademików, biegną przez chwilę wspólnie, toteż mamy jeszcze chwilę na zastanowienie.

Na rozwidleniu podejmujemy decyzję - kierunek: wierzchołek Królowej Beskidów! Przy początku pnącej się pod górę ścieżki umieszczono informację, że szlak żółty służy jedynie do podchodzenia. Jednokierunkowość została wprowadzona ze względu na trudność szlaku, zabezpieczonego na końcowym odcinku łańcuchami i klamrami. Docieramy do tego odcinka po niecałej godzinie łatwej wspinaczki po drewnianych stopniach.


klamry i łańcuchy na żółtym szlaku przez Perć Akademików


Gdyby niebo nie miało dzisiaj koloru 5305C wg palety Pantone, pewnie roztaczałyby się stąd niesamowite widoki... Po pokonaniu pionowej ściany zwanej Czarnym Dziobem (klamry), pozostaje już tylko przejść przez gołoborze i jesteśmy na szczycie. Robimy pamiątkowe zdjęcie, a następnie dokładamy nasze kamienie do ułożonego przez turystów murku, na wypadek gdyby to miało zapewnić nam wieczne szczęście i młodość albo powrót na Babią Górę, a nie tylko osłonę od wiatru.


wiatrochron na szczycie Babiej Góry


Ponieważ pada coraz mocniej, nie zabawiamy na Diablaku zbyt długo. Rzucamy- niczym himalaiści- krótkie hasło: ,,spadamy stąd!" i kierujemy się czerwonym szlakiem w stronę Przełęczy Krowiarki. Idziemy przez niezbyt elegancko nazwany Gówniak, przez Kępę i Sokolicę (wszędzie - jak na złość - tarasy widokowe). Po drodze mijamy tablicę ostrzegającą przed występującą tutaj żmiją zygzakowatą, ale nie boimy się, bo pogoda nie zachęca węży do wygrzewania się na słońcu.

Na Przełęczy Krowiarki, gdzie znajduje się rozwidlenie szlaków, chowamy się pod wiatą, żeby przeanalizować naszą pozycję na mapie. Ktoś podchodzi do nas i zaprasza do pobliskiego punktu informacji turystycznej, kusząc możliwością przesuszenia się i wypicia gorącej herbaty z sokiem. Chwilę później siedzimy już wraz z przynajmniej dziesiątką innych wędrowców wśród pluszowych owieczek i uczestniczymy w debacie kto robi ,,Główny", a kto nie i kto od Wołosatego, a kto w drugą stronę. Gospodarz przybytku opowiada nam o widocznej na polanie kontrowersyjnej budowie schroniska oraz o tym, że własnoręcznie malował większość okolicznych szlaków. W tle Robert Kasprzycki śpiewa o niebie do wynajęcia. Niektórzy zaczynają się wyraźnie zadomawiać, ale prognoza mówiąca że ,,od trzynastej ma padać trochę mniej" wydaje się jedynie złudnym pocieszeniem. Tymczasem na Przełęcz i do herbacianej budki trafiają kolejni piechurzy. Dla każdego znajduje się miejsce na rozstawionych przy aneksie kuchennym drewnianych ławach, mamy więc wrażenie, że miejsce to ma właściwości rękawiczki z ukraińskiej bajki... Sami dopijamy herbatę i postanawiamy jednak ruszyć dalej, nie czekając na magiczną godzinę trzynastą.

Schodzimy do Zawoi szlakiem czerwonym (żółtym, niebieskim i dalej zielonym) przez Halę Śmietanową (niebieskim "starą drogą" nie warto, ,,9 km po asfalcie"). Wybija pierwsza po południu, ale intensywność deszczu jeśli się zmienia, to tylko na gorsze. W centrum miejscowości robimy zakupy zaopatrzeniowe i jemy obiad (może pierogi?), a następnie kierujemy się czerwonym szlakiem (przechodzącym później w niebieski) na Maków Podhalański. Wędrujemy pośród mocno rozciągniętej zabudowy mieszkaniowej, zauważając, że od pewnego momentu wszystko zaczyna się nazywać ,,Grzechynia", ale do właściwej Grzechyni, do której zmierzamy, jest jeszcze daleko... A deszcz pada. Musimy wyglądać dość żałośnie, bo kiedy w pewnym momencie zatrzymujemy się, żeby odczytać tabliczki drogowskazu, jakaś pani wychyla się z jeepa, wyrażając chęć podwiezienia nas... Jesteśmy jednak twardzi i decydujemy dotrzeć do celu na własnych nogach. Szlak wchodzi do lasu, potem znowu wychodzi na asfaltówkę, potem ginie nam z oczu... Nie szukamy go już, tylko poboczem drogi przemierzamy bezkresną Grzechynię...

C.D.N.

Komentarze