Ziemniaki w mundurkach i dwa litry piwa dziennie (KDB on tour)

twierdza Kłodzko

- Tutaj mamy drobną nieścisłość- mówi przewodnik ubrany w mundur pruski, wskazując na manekina pochylającego się z nożykiem w ręku nad miską kartofli. - Nikt w armii pruskiej nie pozwoliłby sobie na takie marnotrawstwo, jak obieranie ziemniaków. 

Z przewodnikiem zwiedzamy Twierdzę Kłodzko, oprócz jej historii poznając mnóstwo takich właśnie ciekawostek. Teraz obchodzimy wystawę obrazującą (jak widać, niedokładnie) realia XVIII i XIX- wiecznej kuchni wojskowej. Dowiadujemy się również, że żołnierz pruski miał (ze względu na potencjalne zanieczyszczenie wody) obowiązek spożywania dwóch litrów piwa dziennie. Wzbudza to entuzjazm grupy, do której dołączyliśmy. Przewodnik uzupełnia jednak szybko, że takie piwo zawierało tylko ok. 1,5 % alkoholu i było spożywane najczęściej w formie zupy...

Twierdza Kłodzko powstała na bazie średniowiecznego zamku, wzniesionego na wzgórzu o wysokości 369 m n.p.m. Zamkowa Góra przemieniła się w Forteczną Górę już na początku XVII w., za panowania austriackich Habsburgów. Drugi i ostateczny etap rozbudowy zawdzięcza z kolei Prusakom, którzy przejęli Hrabstwo Kłodzkie w 1742 r., w wyniku I wojny śląskiej. 

Modernizacja przydała się w czasie wojen napoleońskich. W 1807 r. Francuzi pod wodzą Hieronima Bonaparte oblegali fortecę przez trzy miesiące aż do nocy z 23 na 24 czerwca, kiedy to generał Friedrich Wilhelm von Götzen zdecydował o poddaniu. Ostatecznie jednak, na mocy pokoju podpisanego w Tylży, Prusacy zatrzymali Śląsk wraz z twierdzami, w tym tą w Kłodzku oraz (niezdobytą) w Srebrnej Górze.

W II poł. XIX w. kłodzka warownia została zdemilitaryzowana, wciąż pełniła jednak rolę więzienia. W czasie II wojny światowej znajdował się tu zakład pracy przymusowej, w którym powstawały m.in. części rakiet V1 i V2 oraz łodzi podwodnych. Po wojnie planowano twierdzę zniszczyć (w ramach usuwania wszystkiego, co niemieckie), przetrwała jednak jako magazyn i siedziba wytwórni tanich win. W 1960 r. została ostatecznie uratowana wpisem do rejestru zabytków. Udostępniono ją do zwiedzania, a dziesięć lat później posłużyła jako plan filmowy ostatniego odcinka serialu ,,Czterej pancerni i pies". Przewodnik pokazuje nam zresztą schody, po których bohaterowie wbiegali przez kilka dobrych minut. W rzeczywistości są tak krótkie, że ich pokonanie zajęłoby czas liczony w sekundach- ot, magia kina! Nawiązaniem do serialu jest również czołg T-34 wyeksponowany na terenie twierdzy (oraz wyprodukowane w Chinach plastikowe modele Rudego 102 dostępne w sklepiku z pamiątkami). Twierdza Kłodzko zagrała także w mniej znanym filmie ,,Eter" Krzysztofa Zanussiego. Na pamiątkę został tutaj jeden z rekwizytów filmowych.


czołg T-34 na terenie Twierdzy Kłodzko

Wychodzimy na bastion widokowy, z którego roztacza się panorama na miasto oraz otaczające je pasma górskie. Uśmiechamy się zwłaszcza do Śnieżnika, na który przespacerowaliśmy się przedwczoraj w ramach II Śnieżnickiej Setki







Oprócz trwającego ok. 1,5 h przejścia trasą główną, fundujemy sobie również zwiedzanie korytarzy kontrminerskich (dodatkowe 1,5 h, z grupą młodzieży szkolnej nieco szybciej...). Tutaj do pokonania jest około kilometra dobrze zachowanych przejść służących obrońcom twierdzy do wysadzania stanowisk artyleryjskich oraz podkopów nieprzyjaciela. Oprowadzacz również ubrany jest w strój z epoki. Na początku tłumaczy, że czerwonym światłem oznaczone są najstarsze (austriackie) korytarze, a żółtym- pruskie. Niebieskie światło sygnalizuje zbliżanie się do kanałów melioracyjnych. Przejście na czworakach jednym z tych ostatnich jest zresztą główną atrakcją turystyczną. Co ciekawe, przewodnik nie idzie razem z nami, a tylko pojawia się co pewien czas w nieoczekiwanych miejscach, spoilując nadchodzące na kolejnych zakrętach niespodzianki (,,a teraz będzie słychać wystrzały..."). Na tej trasie dołączono nas do grupy młodzieży szkolnej, co stanowi dodatkowe źródło emocji. Nie dość, że przez ciasne korytarze pędzimy biegiem, to jeszcze- chcąc nie chcąc- wspólnie przeżywamy wszystkie dręczące zlewającą się w jeden organizm grupę małe dramaty (Ja mam na pewno klaustrofobię! Coś mi wypadło!!! Co to? Telefon! Nie, nie jest tak strasznie... Aaaaa!!! Teraz zrobiło ci się niedobrze? Wcześniej? Dlaczego nie zgłosiłeś tego w autobusie...?). Na końcu grupa pyta opiekunkę czy teraz będą jechać już na obiad, a ta (z autentycznym zmartwieniem w głosie) odpowiada, że niestety przed nimi jeszcze zwiedzanie muzeum papiernictwa w Dusznikach- Zdroju. 

My muzeum papiernictwa zaliczyliśmy już w zeszłym roku przy okazji wyjazdu na Bardzo Uciążliwy Marsz, a więc możemy spokojnie udać się na obiad na kłodzką starówkę...





poprzedni post >

Komentarze