 |
katedra w Palermo |
*** ENGLISH below ***
Trasa: Piana degli Albanesi> (mniej więcej szlakiem CDM 4) Serre della Pizzuta> Altofonte> (szlakiem Magna Via Francigena) Aquino> Monreale> Palermo
Długość trasy: 23 km
Czas przejścia (nie licząc zwiedzania katedry w Monreale): 7 h 40 min.
Rano we włoskiej telewizji mówią o tym, żeby nie strzelać w Sylwestra, bo fajerwerków boją się pieski.
- Serio?!- krzyczy połowa z nas z obłędem w oczach. - Te bestie?! Te bestie nie boją się niczego!!!
Każdy, kto poznał sycylijskie czworonogi, uzna ten okrzyk za w pełni uzasadniony. W czasie, kiedy przemierzamy Magna Via Francigena, średnio kilka razy dziennie atakują nas psy. Psy bezpańskie, psy pasterskie czy też zwyczajne kundle pilnujące obejścia. Te zdziczałe wydają się najmniej groźne- owszem, włóczą się po ulicach, ale na cokolwiek poza szczeknięciem są raczej zbyt leniwe (lub zbyt doświadczone). Pasterskie, choć wyglądają przerażająco ze względu na rozmiary, generalnie trzymają się granicy swojego terytorium. Ale kategoria numer trzy to już prawdziwy obłęd. Ujadanie zza siatki czy płotu jest standardem. Gorzej, że siatka bywa dziurawa, a pod płotem zdarzają się podkopy. Jeszcze gorzej, że ,,pieski" rzadko występują pojedynczo, a raczej w pakietach przynajmniej po dwa albo trzy. Wybiegając zza ogrodzenia, warczą zajadle, stroszą się i próbują przeciwnika otoczyć. Nie polecalibyśmy dlatego wybierać się na MVF w pojedynkę. My wykształciliśmy w trakcie wędrówki specjalną metodykę działania, polegającą na ustawianiu się do agresorów w taki sposób, aby nie pokazywać żadnemu pleców. Wskazane jest tupanie albo symulowanie rzutów kamieniem. Absolutnie nie należy biec, przeciwnie- trzeba oddalać się powoli i najlepiej tyłem... Nie ma w tym żadnej przesady, bo widzieliśmy obrazki, które mogłyby być inspiracją do filmu o zombie albo do kolejnej części ,,Terminatora". Mój ulubiony- czarne jak sam diabeł skrzyżowanie buldoga z rottweilerem wyskakujące z garażu (sic!) w przyziemiu kamienicy w centrum Prizzi. Przechodząc ulicą obok (a przechodziliśmy nią kilka razy, w dodatku po ciemku, szukając sklepu spożywczego), słyszy się najpierw szczękanie napinającego się łańcucha, na którym monstrum jest uwiązane, a następnie- bęc!- psina wypada przez (przed chwilą jeszcze zamknięte) metalowe drzwi, niczym czekoladka z jakiegoś upiornego kalendarza adwentowego. Albo młody owczarek niemiecki gdzieś na obrzeżach miejscowości, przy skręcie z głównej drogi w boczną. Niby za płotem, niby też na łańcuchu, ale na nasz widok zwija się jak komandos w kuleczkę i przeciska pod metalowym ogrodzeniem, zmieniając stan skupienia w ciekły... Nie przychodzi nam nawet do głowy jak opiekunowie szlaku mogliby ten problem rozwiązać, ponieważ miejscowe psy ewidentnie wychowywane są w duchu nienawiści do obcego. A my śmierdzimy obcokrajowcem na kilometr...
Ale dość o psach. Dziś ostatni etap wyprawy z metą w Palermo. Gdybyśmy byli drobiazgowi, musielibyśmy wrócić najpierw do Santa Cristina Gela, a potem podążyć na północ. Ale po co, kiedy u naszych stóp ścieli się Cammino dei Mille, szlak wyznaczony śladami zorganizowanej przez Garibaldiego wyprawy czerwonych koszul. Włoski bohater narodowy poprowadzi nas skrótem przez rezerwat przyrodniczy Serre della Pizzuta, a do MVF dołączymy w Altofonte.
Jak powiedzieli, tak zrobili. Pozostawiając w dole Piana degli Albanesi, wspinamy się do podnóża szczytów o bałkańskich nazwach: Maja e Tulit (997 m n.p.m.) oraz Monte Argomëzit (1030 m n.p.m.). Idzie się bardzo przyjemnie, szeroką drogą prowadzącą przez sosnowy las, z widokami na wapienne skały. Gratulujemy sobie pomysłu- o ile lepsze to niż udeptywanie asfaltu!
 |
pozostawiając w dole Piana degli Albanesi...
|
 |
...wspinamy się do podnóża szczytów. |
Docieramy do rozwidlenia ze studnią. Tutaj układ ścieżek wygląda nieco inaczej niż na mapie, ale nie zrażamy się i podchodzimy z przełęczy na zbocza Punta Terzo Cielo (1076 m n.p.m.), które będziemy trawersować. Ścieżka zwęża się, pojawia się też na niej sporo zagradzających przejście wiatrołomów. W dole odsłania się za to widok na Conca d'Oro- równinę pomiędzy górami, na której rozlokowało się Palermo. Ponad miastem wznosi się Monte Pellegrino -594 m n.p.m., obmywane u podnóża przez fale Morza Tyrreńskiego.
 |
widok na Palermo ze ścieżki, która za chwilę zniknie |
Oprócz powalonych drzew musimy omijać też jakieś kolczaste pędy. A ścieżka? Można uznać, że całkowicie zaniknęła. Podejmujemy rozpaczliwą próbę dotarcia do równoległej przerywanej linii zaznaczonej na Mapach.cz, ale tam też nie napotykamy ani pół odcisku ludzkiej stopy. Zawracać do ostatniego skrzyżowania? Wydaje się to bezsensowne, bo a) musielibyśmy jeszcze raz przedzierać się przez kłujące krzewy, które już pokonaliśmy, b) krzewy te prawdopodobnie są zaczarowane i w miejscu, w którym postawiliśmy nogę, wyrasta momentalnie dziesięć nowych pędów.
Jesteśmy bliscy rozpaczy, ale w chaszczach porastających zbocze poniżej dostrzegamy kamienną chatkę, którą identyfikujemy jako Rifugio Moardella. Pod tą nazwą nie kryje się zapewne nic poza bezobsługowym schronem, ale dedukujemy, że do chatki na pewno prowadzi jakaś droga z Altofonte. Dzieli nas od niej mniej więcej 300-400 m, ale również pochyłość terenu, powalone drzewa i sięgający pasa gąszcz cierni. Azymutowanie level hard.
 |
widok na Palermo ze ścieżki, która zniknęła |
Przemy przed siebie, mimo że małe kolce wbijają się w dłonie, a duże bezlitośnie tną skórę. Wykorzystujemy teraz pnie leżące w poprzek zbocza niczym w grze w węże i drabiny... ale trzeba uważać, bo drzewa są wilgotne od rosy, a ewentualne ześlizgnięcie oznacza utonięcie w kłującej plątaninie. W końcu, niemal czołgając się, wypadamy na piękną, rozświetloną słońcem, trawiastą polanę otaczającą Rifugio Moardella. Pokonanie 400 m zajęło nam dokładnie... godzinę i trzydzieści minut.
 |
nasze wybawienie- rifugio Moardella |
 |
widok na Palermo przybliża się (a na pierwszym planie trochę kolczastych pędów) |
Nasz wspaniały skrót okazał się (jak to ze skrótami bywa) raczej dłuższy niż krótszy, nie wygrzewamy się więc zbyt długo na polanie. Przy schronisku zaczyna się szeroka droga, której- dla odmiany- w ogóle nie ma na mapie. Idziemy nią kawałek, ale ponieważ wydaje się raczej wznosić niż opadać, zawracamy do węższej ścieżki wskazanej przez gps. Za śladami końskich kopyt schodzimy do Altofonte, gdzie- o słodka godzino!- wracamy do wspaniale oznakowanego MVF.
Do centrum miasteczka sprowadzają nas zygzaki drogi krzyżowej poprowadzonej przy Chiesetta Santuario dell'Addolorata Alle Croci. Chociaż drogę krzyżową to my już właściwie dzisiaj pokonaliśmy (nie mówiąc już o cierniem ukoronowaniu)... Szybko przemykamy przez zalane słońcem centrum Altofonte, wpadając po drodze tylko do jednego z barów, aby uzupełnić zapasy płynów.
 |
na drodze krzyżowej; w dola Altofonte |
Przechodzimy pod imponującym wiaduktem, po czym kontynuujemy wędrówkę poboczem wijącej się w kierunku północnym drogi bitumicznej. Ale asfalt nawet nas cieszy. Wchodzimy pomiędzy zabudowania Aquino, dzielnicy Monreale, gdzie czuje się już bliskość Palermo. Na przykład w tym, że przekroczenie ulicy po pasach zamienia się w wyczyn... Na wzgórzu ponad nami dostrzegamy imponujący obiekt, na którego zwiedzeniu bardzo zależy połowie z nas- tej, która przekopując się przed wyjazdem przez wszystkie dostępne na rynku przewodniki po Sycylii, natrafiła w wydawnictwach Dorling Kindersley na wyrysowane z benedyktyńską (nomen omen) precyzją trójwymiarowe przekroje ukazujące surową bryłę kryjącą wnętrza kipiące od mozaik i złoceń.
Docieramy zatem do XII- wiecznej katedry w Monreale. Robi się turystycznie, ale i niezwykle uroczo. W zaułkach kryją się małe warsztaty ceramiczne, a przy Piazza Guglielmo II kuszą sklepiki z magnesami w kształcie cannolo, skarpetami z Ojcem Chrzestnym czy likierem pistacjowym i marsalą w wielkościach samolotowych. Dobiegają do nas nawet fragmenty rozmów w języku polskim (,,No pomyśl, gdzie mogłeś zostawić telefon?!", ,,Pięknie jest, prawda? A u nas teraz szaro i buro...").
 |
okolice katedry w Monreale |
 |
okolice katedry w Monreale |
Przed wejściem do katedry stoi spora kolejka, która jednak dość szybko posuwa się do przodu. Bilety kosztują 13 euro, ale w tej cenie zawiera się również wejście do Muzeum Diecezjalnego, na dach i do krużganków. A zajrzeć wszędzie naprawdę warto, bo wyjątkowe połączenie architektury romańskiej z wpływami bizantyjskimi i arabskimi robi niesamowite wrażenie.
 |
katedra w Monreale z zewnątrz... |
 |
...i wewnątrz. |
 |
katedra w Monreale |
 |
Chrystus Pankrator- najbardziej znana mozaika z katedry w Monreale |
 |
barokowa Cappella del Crocifisso z motywem Drzewa Jessego |
 |
krużganki przylegającego do katedry klasztoru benedyktynów |
 |
na dachu Duomo |
 |
widok na Monreale z dachu katedry |
 |
widok na Piazza Vittorio Emanuele przy katedrze |
Na zwiedzanie w tempie ekspresowym poświęcamy około godziny. Potem opuszczamy Monreale. Via Cannolicchio sprowadza nas ze wzgórza w dół aż do Corso Calatafimi. Teraz możemy powiedzieć, że jesteśmy już w Palermo. Świadczy o tym wzmożony ruch uliczny (czyt. każdy jedzie jak chce, ważne aby często używać klaksonu) oraz- niestety- śmieci walające się po chodniku. A przez ,,śmieci" rozumiemy tu nie tylko papiery czy plastikowe butelki, ale także na przykład... opierającą się o mur za przystankiem autobusowym kanapę.
 |
Palermo... |
Nie musimy myśleć nad trasą, bo nie da się prowadzić prościej niż Corso Calatafimi, przedłużenie starożytnej ulicy Cassaro, nazwanej dziś imieniem Vittorio Emanuele. Płyniemy z prądem. Kiedy zbliżamy się do centrum, na ulicy pojawiają się stragany ze świeżymi rybami i owocami morza, które ustępują następnie barom oferującym pane con la milza/pani cà meusa- tradycyjną palermitańską bułkę z kawałkami cielęcej śledziony i płuc.
 |
miecznik na rybnym straganie
|
Przed nami wyrasta Porta Nuova- XVI- wieczna brama miejska, za którą Corso Calatafimi zmieni się w Cassaro, a piesi przejmą pierwszeństwo nad zmotoryzowanymi. Musimy się tylko do niej dostać... przebiegając przez dziwnie wykręcone skrzyżowanie bez pasów i świateł.
 |
Porta Nuova i ruch uliczny w Palermo
|
Mijamy Pałac Normanów, w którym ukrywa się Cappella Palatina- kaplica zbudowana w tym samym stylu, co Duomo di Monreale. Zaczyna się ściemniać, kiedy docieramy do katedry w Palermo, gdzie oficjalnie kończy się (a właściwie zaczyna) Magna Via Francigena. Za wstęp do samej katedry nie jest pobierana opłata, ale biletowane są poszczególne atrakcje- wstęp do krypty, do grobowców królewskich czy na dach (dlatego wewnątrz rozlokowano kilka kas). Próbujemy podbić nasze credenziale, ale panie w kasach stosują metodę ,,spadającego kota z kanapką posmarowaną masłem na plecach", czyli odsyłają nas wzajemnie jedna do drugiej. Na szczęście podbiliśmy je w Monreale.
Możemy się teraz oddać całkowicie zwiedzaniu Palermo. Szkoda, że mamy na to tylko jeden wieczór- to zdecydowanie za mało. Próbujemy jednak chociaż prześlizgnąć się po najważniejszych punktach miasta, chłonąc jego klimat. Zaczynamy od katedry (łącznie z dachem), ale przejdziemy też przez plac Quattro Canti, szczególnie atrakcyjnie prezentujący się po zmroku, kiedy na fasadach flankujących go czterech identycznych pałaców pojawia się mapping. Damy się porwać tłumowi płynącemu Via Maqueda, zobaczymy Piazza Pretoria z ,,Fontanną Wstydu" oraz zwieńczony trzema czerwonymi kopułami kościół San Cataldo. Wieczorem (instruowani przez Włochów z apartamentu na przeciwko) ugotujemy sobie makaron z pistacjowym pesto, a następnego dnia rano opuścimy Palermo, przed wejściem do samolotu kupując sobie jeszcze cytrynową granitę, która- według słów piosenki- wystarczy, aby stać się szczęśliwym.
 |
katedra w Palermo
|
 |
szopka w katedrze w Palermo
|
 |
na dachu katedry w Palermo
|
 |
Fontana Pretoria
|
 |
Quattro Canti
|
< następny post
poprzedni post >
*** ENGLISH version ***
 |
Palermo cathedral
|
Route: Piana degli Albanesi> Serre della Pizzuta> Altofonte> Aquino> Monreale> Palermo
Distance: 23 km
Walking time (excluding the visit to the Monreale Cathedral): 7 h 40 min.
In the morning, on Italian TV, they talk about seting off fireworks on New Year's Eve: ,,You should not do it, because the dogs are afraid of noise".
- Seriously?! - I shout with madness in my eyes. - These beasts?! These beasts are not afraid of anything!!!
Anyone who has met Sicilian quadrupeds will consider this cry to be fully justified. While we are hiking the Magna Via Francigena, we are attacked by dogs several times a day on average. Stray dogs, shepherd dogs or ordinary mongrels guarding the farmyards. The feral ones seem to be the least dangerous - yes, they roam the streets, but they are too lazy (or too experienced) for trying anything more than barking. Shepherd dogs, although they look terrifying due to their size, generally stick to the border of their territory. But category number three is insane. Barking from behind a fence or a net is the usual stuff. Worse still, the net is often torn and there are burrows under the fence. Moreover, the dogs rarely occur singly, but rather in groups of at least two or three. They growl fiercely, puff up their fur and try to surround the intruder. That is why we would not recommend going to MVF alone. During our trip, we developed a special methodology of action: don't show your back to the aggressors, stomp or simulate throwing a stone. You should absolutely not run, on the contrary - you have to move away slowly and preferably backwards... There is no exaggeration in this, because we have seen images that could have been an inspiration for a zombie movie or the next part of "Terminator". My favourite - a black as the devil cross between a bulldog and a rottweiler jumping out of a garage (sic!) on the ground floor of a tenement house in the center of Prizzi. Walking down the street (and we've walked down it a few times, in the dark, looking for a grocery store), you first hear the clanking of the chain on which the monster is tied, and then - bang! - the dog bursts out through the (closed a moment ago) metal door, like a chocolate from some spooky Advent calendar. Or a young German Shepherd somewhere on the outskirts of the town, at the turn from the main road onto a side road. He is behind a fence, he is on a chain, but when he sees us, he curl up into a ball like a commando and squeezes under the metal fence, changing its state of matter into liquid... It doesn't even occur to us how the trail guardians could solve this problem, because the local dogs are clearly raised to hate strangers. And we stink of foreigners from a mile away...
But enough about dogs. Today is the last stage of the journey, with the end in
Palermo. If we were meticulous, we would have to return first to
Santa Cristina Gela and then head north. But at our feet lies
the Cammino dei Mille, a trail marked in the footsteps of the Expedition of the Thousand led by Giuseppe Garibaldi. The Italian national hero will lead us through the
Serre della Pizzuta nature reserve, and we will join the MVF in
Altofonte.
Leaving Piana degli Albanesi, we climb to the foot of the peaks with Balkan names: Maja e Tulit (997 m above sea level) and Monte Argomëzit (1030 m above sea level). The trail seems to be really nice. A wide path is leading us through a pine forest, interwoven with the limestone rocks. So much better than trampling an asphalt!
 |
leaving Piana degli Albanesi...
|
 |
...we climb to the foot of the peaks. |
We reach a fork with a well. Here the path's layout looks a bit different than on the map, but we don't get discouraged and we walk up from the pass to the slopes of Punta Terzo Cielo (1076 m above sea level), which we will traverse. The path narrows, and there are also a lot of windfalls blocking the passage. Down below, however, a view of the Conca d'Oro reveals - it's a plain between the mountains, on which Palermo is located. Above the city rises Monte Pellegrino (594 m above sea level), washed at its foot by the waves of the Tyrrhenian Sea.
 |
Conca d'Oro seen from the path... which is going to disappear.
|
In addition to fallen trees, we also have to avoid some thorny shoots. And the path? It's completely gone. We make a desperate attempt to reach the parallel line marked on the map, but we do not encounter any human footprint. To turn back? It seems pointless, because a) we would have to fight our way through the prickly bushes that we have already overcome once again, b) these bushes are probably enchanted and in the place where we step on, ten new shoots immediately grow. We are close to despair, but in the thickets growing on the slope below we notice a stone cottage, which we identify as Rifugio Moardella. This is nothing more than an unattended shelter, but we deduce that some road from Altofonte must lead to it. Rifugio is about 300-400 m away from us, but the slope, fallen trees and a waist-high thicket of thorns divide us. Folowing azimuth level hard.
 |
Conca d'Oro seen from the path... which disappeared.
|
We push forward, despite the small thorns digging into our hands and the large ones mercilessly cutting our skin. We use the trunks lying across the slope as if in a game of snakes and ladders... but we have to be careful, because the trees are damp, and any slippage means drowning in a prickly tangle. Finally, almost crawling, we reach a beautiful, sunlit, grassy clearing surrounding Rifugio Moardella. It took us exactly one hour and thirty minutes to cover the 400 m.
 |
our salvation- Rifugio Moardella
|
 |
Palermo is getting closer (+ some thorny shoots in the foreground)
|
Because our wonderful shortcut turned out to be rather longer than shorter, we don't bask in the sun for too long. A wide road begins at the shelter, which - for a change - isn't marked on the map at all. We follow it for a while, but since it seems to rise rather than go down, we turn back to the narrower path indicated by the GPS. Following the horse hoof track, we descend to Altofonte, where - Oh Lord! - we return to the wonderfully marked MVF. The zigzags of Way of Sorrows starting from Chiesetta Santuario dell'Addolorata Alle Croci bring us to the town centre. Although we have already walked one Way of Sorrows today (not to mention the crowning with thorns)... We quickly slip through the sun-drenched centre of Altofonte, popping only into one of the bars on the way to replenish fluids.
 |
The Way of Sorrows leading to Altofonte
|
We pass under an impressive viaduct, then continue along the bituminous road winding north. But the asphalt even pleases us. We enter between the buildings of Aquino, a district of Monreale, where you can already feel the proximity of Palermo. For example, when crossing the street turns into a challenge... On the hill above us we see an impressive building that we are very keen to visit - the 12th-century cathedral. The area seems touristy, but also incredibly charming. Small pottery workshops are hidden in the alleys, and on Piazza Guglielmo II, souvenir shops tempt with cannoli-shaped magnets, socks with the Godfather, or pistachio and marsala liqueur in airplane sizes. We even hear fragments of conversations in Polish ("But where you could have left your phone?!", "The weather is beautiful here, isn't it? Not like in Poland- gray and drab...").
 |
the area of Monreale Cathedral
|
 |
the area of Monreale cathedral
|
There is a long queue to get into the cathedral, but it moves quite fast. Tickets including entry to the Diocesan Museum, the roof and the cloisters cost 13 euros, but it is really worth looking everywhere, because the unique combination of Romanesque architecture (raw exterior) with Byzantine and Arabic influences (amazing mosaics and gilding decorating interiors) makes an incredible impression.
 |
Monreale Cathedral from the outside... |
 |
...and inside. |
 |
Monreale Cathedral |
 |
Christ Pantocrator- the most famous Monreale mosaics |
 |
the baroque Chapel of Crucifix with a Tree of Jesse motif |
 |
cloisters of the Benedictine monastery adjacent to the cathedral |
 |
the roof of Duomo |
 |
Monreale seen from the roof ot the Cathedral |
 |
Piazza Vittorio Emanuele close to the Cathedral
|
We spend about an hour sightseeing. Then we leave Monreale. Via Cannolicchio leads us down the hill to Corso Calatafimi. We are in Palermo already. You can tell it by the increased traffic (i.e. everyone drives as they please, the important thing is to use the horn) and - unfortunately - the garbage lying on the sidewalk. And by "garbage" we mean not only papers or plastic bottles, but also, for example... a couch leaning against the wall behind the bus stop.
 |
Palermo...
|
We don’t have to think about the route, because nothing is straighter than Corso Calatafimi, an extension of the ancient Cassaro street, now named after Vittorio Emanuele. We go with the flow. As we approach the center, the street is filling up with stalls selling fresh fish and seafood, which then give way to bars offering pane con la milza/pani cà meusa, a traditional Palermitan roll with pieces of veal spleen and lungs.
 |
swordfish on a strret stall
|
In front of us rises Porta Nuova, the 16th-century city gate, beyond which Corso Calatafimi will change into Cassaro, and pedestrians will take priority over motorists. We just have to get to it... by running through a strangely twisted intersection without crossings or traffic lights.
 |
Porta Nuova and the traffic in Palermo
|
We pass by the Norman Palace, which hides the Cappella Palatina, a chapel built in the same style as the Duomo di Monreale. It is getting dark when we reach the cathedral in Palermo, where the Magna Via Francigena officially ends (or begins). The entrance to the cathedral itself it's free, but the admission fee is charged for individual attractions, such as entry to the crypt, the royal tombs, and the roof (that's why there are several ticket offices inside). We try to put the stamps into our credentials, but the ladies at the ticket desks use the "falling cat with a buttered sandwich on its back" method, i.e. they refer us to one to each other. Fortunately, we got the stamps in Monreale. We can now devote ourselves entirely to sightseeing. It's a pity that we only have one evening in Palermo - it's definitely not enough. However, we try at least to glide through the most important places, absorbing the atmosphere. We start from the cathedral (including the roof), but we will also pass through the Quattro Canti square (looking especially attractive after dusk, when mapping appears on the facades of the four identical palaces flanking it). We will let ourselves be carried away by the crowd flowing along Via Maqueda, we will see Piazza Pretoria with the "Fountain of Shame" and the church of San Cataldo, topped with three red domes. In the evening (instructed by the Italians from the opposite apartment) we will cook ourselves pasta with pistachio pesto, and the next morning we will leave Palermo, after buying ourselves a lemon granita which - in the words of the song - is sometimes enough to make you happy.
 |
Palermo Cathedral
|
 |
Nativity Scene in Palermo Cathedral |
 |
the roof of Palermo Cathedral
|
 |
Fontana Pretoria
|
 |
Quattro Canti
|
Komentarze
Prześlij komentarz