Ze Zwardonia do Nowego Targu 6/7. Nocleg w domku Baby Jagi.

schronisko na Luboniu Wielkim

Trasa: (cały czas niebieskim szlakiem) Lanckorona > groby konfederatów barskich > Przełęcz Sanguszki > Harbutowice > Babica Zachodnia > Bieńkówka > Pod Koskową Górą > Koskowa Góra > Rola Jabconiowa > Polana Gronie > Zarębki > Jordanów > Naprawa > Mały Luboń > schr. PTTK na Luboniu Wielkim

Jakość oznakowania: Problemy w trzech miejscach: 1) Za Lanckoroną, przy zejściu z głównej drogi. W tym miejscu znajduje się drogowskaz, kierujący w lewo na znakowany na niebiesko szlak konfederatów barskich. My skręciliśmy ZA BARDZO w lewo, nie zauważywszy wąskiej ścieżki odbijającej TROCHĘ w lewo. 2) W Naprawie, za stadionem KS Unii Naprawa. Oznakowanie niebieskiego szlaku wymalowano na poręczy mostku przez Naprawkę, ale nie jest zbyt jasne, czy przez mostek należy przejść, czy nie. Zwłaszcza, że za przeprawą znaków ani śladu. Pomógł nam niespodziewanie wynurzający się z krzaków tubylec. 3) W Naprawie, po przejściu przez mostek i wspięciu się w górę poboczem odbijającej w lewo asfaltówki - trzeba mocno uważać, żeby wypatrzyć niebieskie znaki w gąszczu wiejskiej zabudowy i odczytać intencje malującego (,,Zaraz, zaraz, szlak jest namalowany po tej stronie drzewa... A więc widać go, jeśli idzie się tą ścieżką... Czyli trzeba skręcić?")

Długość trasy: łącznie z  nadkładanymi odcinkami w problematycznych miejscach 47,3 km (!)

Czas przejścia: 10h 20min.



Żal nam opuszczać Lanckoronę. Musimy jednak wyruszyć dalej dość wcześnie, bo przed nami najdłuższy odcinek trasy, wyliczony na 42 km. Przy tak ambitnie założonym kilometrażu, dobrze byłoby nie błądzić... Niestety, mylimy trasę już w czterdziestej minucie wędrówki. Niby jest łatwo, bo kiedy kończy się lanckoroński asfalt, od razu napotykamy drogowskaz, głoszący "szlak konfederatów barskich" i kierujący nas w lewo. Skręcamy w lewo, wychodzimy na łąkę, a na łące oczywiście nie ma znaków, no bo na czym można by je wymalować, na źdźbłach trawy, ha ha ha...? Łąka się kończy, zaczyna się las, a na drzewach nadal nic nie wymalowane, w dodatku dochodzimy do rozstaju dróg. Prosimy o pomoc napotkanych spacerowiczów. Mówią, że trzeba się cofnąć. Cofamy się więc aż do drogowskazu, a tam odkrywamy, że oprócz wyraźnej drogi odbijającej w lewo, jest jeszcze wąska dróżka skręcająca MNIEJ w lewo i to właśnie nią należało pójść. Półtora kilometra w plecy. Skoro już drugi raz stoimy pod strzałką z rzeczonym napisem, czas na małą powtórkę z historii. Czym była konfederacja, zawiązana w miejscowości Bar na Podolu w 1768 r.? Zbrojnym związkiem szlachty, skierowanym przeciwko królowi Stanisławowi Augustowi Poniatowskiemu i popierającym go wojskom rosyjskim. Przeciwko królowi, a w obronie tradycyjnych wartości, wiary katolickiej i niepodległości. Kilka bitew w roku 1771 stoczono właśnie w okolicach Lanckorony.

Idąc już właściwym szlakiem, napotykamy strzałkę z napisem "groby konfederatów barskich 900 m". Chwilę później z lasu wynurza się staruszka, która wita się z nami i oznajmia, że wie dokąd idziemy - ,,daleko i przez wielkie błota... przez wielkie błota..." Pokonując (przez wielkie błota) nieco więcej niż 900 m, docieramy do miejsca, w którym prawie 250 lat temu konfederaci stoczyli przegraną bitwę z ponad trzykrotnie liczniejszymi siłami rosyjskimi. Blisko 300 z nich poległo. Na pamiątkę tego wydarzenia w lesie ustawiono symboliczne groby z wyciosanymi w kamieniu krzyżami.
 

groby  konfederatów barskich w lesie pod Lanckoroną


Następny punkt orientacyjny na naszej trasie to Przełęcz Sanguszki, przez którą przebiega droga z 1895 r. Patron przełęczy, namiestnik Galicji Eustachy Sanguszko, był jednym z inicjatorów budowy trasy o ogromnym znaczeniu gospodarczym i militarnym, o czym przypomina ustawiony tutaj obelisk. Nie mamy za bardzo możliwości, żeby mu się uważniej przyjrzeć, bowiem przed nami nie lada wyzwanie. Musimy przeprawić się (w dodatku na zakręcie) na drugą stronę zabytku drogownictwa, lawirując pomiędzy pędzącymi autami osobowymi i ciężarowymi oraz przeszkodami ustawionymi przez remontujących właśnie szosę drogowców. Udaje nam się dokonać tej trudnej sztuki. Pniemy się teraz pod górę w stronę Harbutowic i Bieńkówki, a następnie ku Koskowej Górze.


kapliczka pod Koskową Górą


Na przełęczy pomiędzy Koskową Górą a Parszywką stoi kapliczka z początku XX w. Jak głosi legenda, o miejscu jej budowy zadecydowały woły, które zatrzymały się tutaj w drodze do Kalwarii Zebrzydowskiej, dokąd miały dostarczyć rzeźbę Chrystusa upadającego pod krzyżem ufundowaną przez Jana Koska. Kiedy zwierzęta za nic nie chciały ruszyć z miejsca, uznano to za wolę Boską. Za kapliczką leży duży drewniany krzyż, sprawiający niezwykle mistyczne wrażenie - jakby był tutaj właśnie po to, żeby wziąć go na ramiona...


widok z Koskowej Góry na Parszywkę


Wędrujemy dalej pomiędzy nielicznymi zabudowaniami. Miejscowi zajęci układaniem bochnów świeżego chleba i innymi codziennymi sprawami odrywają się od nich na chwilę, żeby uśmiechnąć się do nas i powiedzieć ,,dzień dobry". Schodzimy powoli do Jordanowa, a na horyzoncie zaczynają majaczyć Tatry...




Z Beskidu Makowskiego niepostrzeżenie przemieściliśmy się w rejon Beskidu Wyspowego. Skąd nazwa? Od występujących tutaj pojedynczych, odosobnionych szczytów o płaskich wierzchołkach. Mamy dzisiaj zamiar wspiąć się na jeden z nich - Luboń Wielki. Szlak przeprowadza nas przez centrum Jordanowa, żebyśmy przypadkiem nie przegapili zabytkowego ratusza czy figury św. Jana Nepomucena. Następnie musimy pokonać długi, monotonny odcinek przez przedmieścia i wieś Naprawa. Dopiero po przekroczeniu drogi krajowej nr 7 czyli Zakopianki, wracamy do prawdziwego wędrowania. Nawet nie wiedząc kiedy mijamy Luboń Mały, a następnie dochodzimy do Polany Surówki, na której znajdują się pojedyncze zabudowania oraz stacje drogi krzyżowej. Widać też wyraźnie odległość jaka dzieli nas jeszcze od szczytu Lubonia Wielkiego, który poznajemy po charakterystycznej sylwetce wieży radiowo-telewizyjnej (wybudowanej w latach 60. w celu umożliwienia transmisji z narciarskich mistrzostw świata w Zakopanem), możemy więc już ocenić, że pokonamy dzisiaj jednak więcej niż założone 42 km... Mamy tylko nadzieję, że bufet wydaje pierogi również po 19:00...


Światowid wyrzeźbiony przez neosłowian z Krakowa i schr. na Luboniu Wielkim


W końcu docieramy przed cztery oblicza Światowida, zwrócone ku czterem stronom świata podobnie jak okna sali noclegowej w schronisku na Luboniu. Pierogi są. Jeśli chodzi o grzaniec, słyszymy że "latem w takie rzeczy się nie bawimy". Specyficzne podejście obsługi schroniska wynika pewnie z surowych warunków panujących na górze... Brak tu toalety (nie licząc wychodka), a wymieniony na stronie internetowej prysznic to jakaś legenda miejska... Uzyskujemy dostęp do miski i wody z baniaka. (Ustalamy, że dzisiaj Dzień Dziecka.) Niewygody wynagradzają widoki ze szczytu - w nocy światła Krakowa, a o świcie wznosząca się po niebie czerwona słoneczna kula...


nocny Kraków widziany z Lubonia Wielkiego

Komentarze