Magia czerwonej kropki. GSB- ekwipunek.





Po ukończeniu szczegółowej relacji terenowej, czas na podsumowanie przejścia Głównym Szlakiem Beskidzkim od strony technicznej.

Ponieważ zakładaliśmy przejście ,,na lekko", z noclegami ,,w luksusach" (tj. w schroniskach, gospodarstwach turystycznych i pensjonatach), wśród naszego wyposażenia nie znajdziecie namiotu, karimat ani śpiworów. Miejsca mieliśmy zarezerwowane wcześniej, ale na trasie spotykaliśmy osoby, które szukały dachu nad głową na bieżąco i nie miały z tym większych problemów. 

Jeśli chodzi o odzież, połowa z nas postawiła na wariant ostrożniejszy, a druga połowa na wariant minimalny. Obie połowy były ze swych wyborów ostatecznie zadowolone. Wzięliśmy ze sobą odzienie możliwie szybkoschnące, a dzięki łaskawej dla nas pogodzie byliśmy w stanie prać oraz suszyć prawie codziennie.

Buty podstawowe, wybrane prawie w ostatniej chwili i testowane wcześniej mało lub w ogóle (co było posunięciem dość ryzykownym) sprawdziły się doskonale. Zdecydowaliśmy się na modele niskie, sportowe, z goretexem. ,,Gdybym miał but przed kostkę, to bym już go chyba nie wyciągnął" - straszył nas przed wejściem w strefę bagienną za Bartnem pewien GSB-owicz, ale - jak wiemy- my błota w Bartnem bardzo sprytnie obeszliśmy... Jedynym minusem Salomonów Vaya był spory poślizg bieżnika na błotach Beskidu Niskiego. Wygodę, w skali od 1 do 10, oceniłabym natomiast na 11. Przy każdym kolejnym założeniu but nadal sprawiał wrażenie komfortowego dla stopy, co przy tak długiej trasie jest niemal ewenementem.

Główny Szlak Beskidzki oznaczony jest w większości bardzo dobrze, zatem zamiast osobnych map dla każdego z pasm górskich, wystarczy zabrać przewodnik po GSB (po którym łatwo rozpoznać w schronisku innych czcicieli czerwonej kropki). My korzystaliśmy również z załadowanych do aplikacji na telefonie plików .gpx ze śladem trasy podzielonej na poszczególne dni.

Oprócz sprzętu przedstawionego na zdjęciach, mieliśmy ze sobą również powerbank, ale ten okazał się właściwie niepotrzebny. W schroniskach, w których w pokojach nie ma gniazdek (Soszów, Bartne), można było bez problemu podłączyć się do prądu w przestrzeniach wspólnych (w Bartnem również skorzystać z telefonu stacjonarnego... za opłatą 2,50 zł/min.).

Czego jeszcze nie widać na zdjęciach? Prowiantu (kanapki, batoniki, serki górskie, banany, czekolada Studentska), napojów (woda z elektrolitami w tabletkach do rozpuszczania, cola) oraz koniecznych- z racji czasów zarazy- maseczek. Magazynu o górach, który dla odciążenia bagażu zostawiliśmy w schronisku na Soszowie oraz spodenek nieintencjonalnie porzuconych na Turbaczu. Błota, które pokrywało nas od kolan w dół na odcinku Bartne-Rymanów. 

Nie widać problemów, kryzysów i bagażu emocjonalnego- tych nie zabieraliśmy ze sobą. Wy też nie zabierajcie. A nawet jeśli będziecie je nieśli, pewnie znikną po drodze, oczywiście za sprawą magii czerwonej kropki...

< następny post

poprzedni post >

Komentarze

  1. Urzekła mnie czerwona koszula w kratę w ekwipunku. Cudo

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz