Beskid Wielkanocny 5/5. Mokrego Dyngusa!

suche wnętrze wiaty pod Barwinokiem


Trasa: bacówka Bartne> (czerwonym szlakiem) Przełęcz Majdan> Pod Wątkową> (zielonym szlakiem) Rezerwat Kornuty> Ferdel> (czarnym szlakiem) Wapienne> (zielonym szlakiem) Łysula> Dominikowice> (bez znaków) Kobylanka> stacja PKP Gorlice Zagórzany

Długość trasy: 29 km

Czas przejścia: 6 h 40 min.


Trasa z: Bacówka PTTK w Bartnem | mapa-turystyczna.pl


A podobno śmigus-dyngus był wczoraj- myślimy ponuro, nasłuchując odgłosów deszczu tłukącego w kryty gontem dach bacówki. Nie zapowiada się, żeby prędko miało przestać padać, niechętnie zbieramy się więc do wyjścia. Zastanawiamy się jak potężne mogą być aktualnie błota oddzielające nas od Przełęczy Majdan. Wiemy, że obchodząc je dookoła, można się łatwo zgubić... Dlatego, nauczeni doświadczeniem i świadomi faktu, że w Bartnem nie ma zasięgu, wgraliśmy sobie wcześniej do zegarka ślad trasy, który poprowadzi jak nas po sznurku. Prawda...? No więc, jak się okazuje, nieprawda. Przed wyjazdem przygotowaliśmy sobie gpx-y wszystkich planowanych tras oprócz tej jednej. Na szczęście do pociągu powrotnego mamy sporo czasu...

Opuszczamy pogrążoną jeszcze we śnie bacówkę i odziani w peleryny, ruszamy na spotkanie z przeznaczeniem. Błota, owszem, są na swoim miejscu, ale ich wymijanie idzie nam dzisiaj całkiem sprawnie. Skupieni na trzymaniu się czerwonych znaków, bez problemu docieramy do przełęczy. Wspinamy się teraz na grzbiet Magury Wątkowskiej (gdzie w przeszłości, podobnie jak na Maguryczu, pozyskiwano piaskowiec). Na skrzyżowaniu szlaków dostrzegamy wiatę, z której dachu skwapliwie skorzystamy- aby rzucić okiem na mapę i rozgrzać się herbatą z termosu.

Następnie kierujemy się zielonym szlakiem w stronę rezerwatu Kornuty. To bardzo ładny szlak. Gdyby pogoda była lepsza, pewnie wydłużylibyśmy go sobie jeszcze o ścieżkę spacerową prowadzącą do wychodni skalnych. Ale na razie nasze myśli skupiają się na tym, że jest mokro. I zimno. Pod  Barwinokiem (670 m n.p.m.) dostrzegamy kolejną wiatę, w której robimy przerwę na napicie się herbaty oraz założenie dodatkowych warstw docieplających.

Docieramy do wieży widokowej ustawionej kilka lat temu pod szczytem Ferdla (648 m n.p.m.). Drewniana konstrukcja ma 25 metrów wysokości, a przy dobrej pogodzie z góry można dostrzec podobno nawet Tatry. Dzisiaj wdrapywanie się na taras widokowy mija się jednak z celem.


wieża widokowa pod Ferdlem

Za czarnymi znakami schodzimy do Wapiennego. Wraz z utratą wysokości, rośnie temperatura. Zaparkowany ,,za ostatnią latarnią" westernowy wóz Przystanku Wapienne jest dzisiaj niestety nieczynny. Co nie dziwi nas za bardzo, bo ze stuprocentową pewnością można stwierdzić, że tylko my wybraliśmy się dzisiaj na wycieczkę po okolicy...

Docieramy do szerokiego (choć pustego) deptaka. Mijamy fontannę, tężnię solankową, ośrodek leczniczy, dom zdrojowy, kawiarnię. Wapienne jest bowiem uzdrowiskiem- najmniejszym w Polsce, ale za to z kilkusetletnią tradycją. Podobno już żołnierze napoleońscy kurowali się tutaj po powrocie spod Moskwy z niechcianą pamiątką czyli... syfilisem. Dziś profil leczniczy uzdrowiska to raczej choroby reumatyczne, oddechowe i układu nerwowego.

Zgodnie ze wskazaniami zielonego szlaku skręcamy w kierunku Męciny Wielkiej. Przy dawnej cerkwi (dzisiaj użytkowanej jako kościół) skręcamy w pole. Nadal pada, a na otwartej przestrzeni dochodzi jeszcze szarpiący nasze peleryny wiatr. Cieszymy się zatem, kiedy wchodzimy do lasu. Niepotrzebnie. Tutaj napotykamy z kolei rozjeżdżoną ciężkim sprzętem drogę, którą dosłownie płynie rzeka błota. Co może być przyczyną destrukcji szlaku, zaczynamy podejrzewać kiedy docieramy do szczytu Łysuli (551 m n.p.m.). Wylane tam betonowe fundamenty oraz żółta tablica informacyjna ewidentnie świadczą o rozpoczętej budowie wieży widokowej. 

Schodzimy do Dominikowic, gdzie będziemy rozstawać się ze szlakiem. Ten co prawda prowadzi do samych Gorlic, ale żeby dojechać do Tarnowa (i dalej do Poznania), musimy złapać pociąg na stacji Gorlice Zagórzany, oddalonej od  centrum o ponad pięć kilometrów. Zamiast więc skręcać na zachód, idziemy dalej na północ, w kierunku Kobylanki. 

W krajobrazie tej wsi wyróżnia się otoczony wysokim murem barokowy kościół z dzwonnicą. Przy nim skręcamy w dobrą drogę, ale już na następnym skrzyżowaniu mylimy się i zaczynamy iść na południe, zamiast na północ... z czego zdajemy sobie sprawę dopiero po około kilometrze. Zawracamy. A deszcz nadal pada... i pada wciąż jeszcze, kiedy docieramy w pobliże stacji. Pośpieszyliśmy się zanadto. Do przyjazdu pociągu mamy jeszcze ponad trzy godziny... a właściwie- jak się wkrótce okaże- cztery, ponieważ ze stacji Zagórz  Intercity ,,Bieszczady" wyjedzie z ponad pięćdziesięciominutowym opóźnieniem.  Ratuje nas dach restauracji ,,Stary Dworzec", pod którym spędzimy cały ten czas. Kiedy w końcu wychodzimy na peron, deszcz już nie pada...

< następny post

poprzedni post>

Komentarze