Jesienna zupa i sadzenie lasu czyli Górska Kamiennogórska 2025

 


 

Trasa: z Uniemyśla do Uniemyśla przez Královecký Špičák, Świętą Górę, Lipowe Siodło, Przełęcz Pośrodka, Rozdroże Trzech Buków

Długość trasy: 64,8 km

Czas przejścia: 14 h 15 min.

 

 

 

 

Gołota, Owcza Głowa, Trzy Kawałki, Świstak- to szczyty, których nazwy słyszymy pierwszy raz w życiu. Brzmią nawet, jakby nie były prawdziwe. Górska Kamiennogórska jak zawsze zabiera nas w tereny zwykle mniej eksplorowane turystycznie. Tym razem jest to tzw. Worek Okrzeszyński, czyli pogranicze Gór Stołowych i Kamiennych (a konkretnie ich zachodniej części, czyli Gór Kruczych).

Baza imprezy znajduje się w dawnej karczmie sądowej w Uniemyślu, pełniącej dzisiaj funkcję stacji terenowej Klubu Przyrodników. Odbierając pakiety startowe, mamy więc okazję podziwiać konstrukcję przysłupową z XVIII w., a także wnętrze ze zrekonstruowanym drewnianym stropem zdobionym polichromiami.

 

 

wnętrze Karczmy Sądowej w Uniemyślu

 

 

strop nad salą karczemną

 

Kilkadziesiąt metrów dalej, na wzgórzu, wznosi się inny cenny zabytek- barokowy kościół św. Mateusza, zaprojektowany przez Josefa Antona Jentscha, budowniczego bazyliki cysterskiej w Krzeszowie. Kościółek spłonął w latach 70, ale kilka lat temu przeszedł częściowy remont, zyskując między innymi nowe pokrycie dachu oraz hełm wieży.

 

 

kościół św. Mateusza w Uniemyślu

 

 

I właśnie w jego kierunku podążamy, kiedy piętnaście minut przed dziewiątą pada hasło do startu. Wspinamy się do bramy świątyni po kamiennych schodkach... niepotrzebnie jak się okazuje, ponieważ trasa prowadzi u podnóża wzgórza. Podobny falstart zaliczyliśmy, zdaje się, w zeszłym roku. Tym razem zmylił nas Daniel (Daniel Koszela Photography), który z aparatem zaczaił się pod murami kościoła.

Ta edycja wyrypy jest dość kameralna- na liście startowej znalazło się niewiele ponad 60 uczestników. A jednak, przy okazji zamieszania podkościelnego, na wąskiej ścieżce wydeptanej w trawie tworzy się mały korek. Potem, kiedy przepadniemy w plątaninie dróg polsko-czeskiego pogranicza, zrobi się luźniej. A jeszcze luźniej będzie na trasie długiej, którą wybierze niewielki procent uczestników...

Ale nie uprzedzajmy faktów. Póki co, kierujemy się w stronę pasma rozdzielonego dwoma dolinami: Krótkim i Długim Dołem. Tutaj czeka flagowa atrakcja Górskiej Kamiennogórskiej, czyli sadzenie lasu. Radośnie chwytamy za motyki, aby wspomóc miejscowe nadleśnictwo. W podziękowaniu połowę z nas gryzą mrówki. Niezrażeni wszakże zachowaniem przyrody, ruszamy w dalszą drogę. Okrążamy Kobylą Górę (742 m n.p.m.), skręcając w stronę ścieżki biegnącej grzbietem granicznym. Tutaj organizatorzy zaplanowali typowe dla GK, na razie zapoznawcze i niezbyt długie krzakowanie.

Następnie schodzimy w dół bardzo stromym zboczem, po osuwającym się spod nóg rumoszu skalnym. Po drodze spotykamy kilka osób idących w przeciwnym kierunku. Wśród nich są K., A. i M., z którymi przyjechaliśmy do Worka Okrzeszyńskiego. Mówią, że wszyscy poszliśmy źle i trzeba zawracać. Jednocześnie pokazują widoczny w dole zbocza pierwszy punkt kontrolny. Niewiele z tego rozumiejąc, podchodzimy przedziurkować karty startowe oraz dolać wody do bidonów, a o to, dokąd powinniśmy teraz pójść, pytamy czuwającego przy baniakach wolontariusza. Ten odpowiada tajemniczo, że są dwie opcje. Pierwsza to powrót po rumoszu na grzbiet, druga- przejście przez zarośla do wodospadu. Jako że nie za bardzo uśmiecha nam się zawracać, wybieramy opcję numer dwa. 

Do wodospadu (Bečkovský vodopád) co prawda nie udaje nam się dotrzeć, ale przechodzimy za to przez potok (Bečkovski Potok) i łąkę z ładnymi drzewami obsypanymi czerwonymi jagodami. W międzyczasie doganiają nas K., A. i M., z którymi pójdziemy już razem aż do mety.
 
Przechodzimy przez miejscowość Bečkov, a potem znowu zagłębiamy się w las. Idziemy najpierw malowniczym wąwozem, potem szeroką hřebenovą cestą. Pamiętając jednak, że wszystko co dobre, szybko się kończy, nie dziwimy się, kiedy track nakazuje nam skręcić w ledwie widoczną ścieżkę biegnącą po zboczu o absurdalnym nachyleniu. Chwytając się kęp trawy i gałęzi, prychając i sapiąc, mozolnie wspinamy się w górę. Nasze męczarnie dokumentuje zaś Daniel, ukryty za jednym z pniaków. 
 
Nic dziwnego, że jest stromo, skoro zmierzamy na szczyt wzniesienia o nazwie Královecký Špičák (881 m n.p.m.). Wraz z kilkoma turystami (którzy dotarli tu zapewne nieco łagodniej prowadzącym niebieskim szlakiem) odpoczywamy chwilę  pod masztem telekomunikacyjnym, po czym rozpoczynamy zejście. To też specjalnie nas nie rozpieszcza, bezlitośnie tnąc poziomice i unikając wszelkich szerszych dróg.
 
Chwilę wytchnienia łapiemy na oznaczonej na zielono Grzebieniówce (Hřebenovka), czyli fragmencie długodystansowego szlaku prowadzącego przez najważniejsze pasma górskie północnych Czech. Sielanka nie trwa jednak długo. Projektanci trasy postanowili nas bowiem sprowadzić w dół zbocza zygzakiem przypominającym bardziej rowerowego singletracka niż ścieżkę turystyczną. I po co? Po to, abyśmy za chwilę mogli wdrapać się z powrotem na ten sam grzbiet jeszcze bardziej niedorzecznie stromym zboczem niż to, które wprowadziło nas wcześniej na Královecký Špičák. Tutaj, przy jednym ze słupków granicznych, czai się drugi z wyrypowych fotografów- Piotr Motzart Michalski.
 
Na szczęście na końcu tych morderczych podejść czeka nagroda- drugi punkt kontrolny, ten oznaczony nożem i widelcem. Posiłek, jak zawsze na GK, będzie wegański. Tym razem to rozgrzewająca zupa z dynią i ajvarem. Można brać dokładkę, z czego ochoczo korzystamy wszyscy. Na drugim punkcie kontrolnym, który przypadł za dwudziestym kilometrem, należy podjąć również decyzję dotyczącą wyboru trasy. 37 czy 65 km? Pogoda jest idealna- zero opadów w prognozie, temperatura ok. 15 stopni, czyli optymalna do wędrowania po górach. Tereny kompletnie nam nieznane, które chętnie poeksplorujemy. Odpowiedź jest prosta- wybieramy opcję dłuższą, proszę nam naklejać niebieskie kropki na numerach. Ale, jak się okaże, takiego wyboru jak my dokona w sumie zaledwie dwanaście osób.
 
Póki co, decyzja wydaje się dobra, ponieważ droga którą podąża dalej trasa krótka prowadzi pod górę, a nasza- w dół. Przechodzimy przez potok opisany na mapie jako Miłość i wędrujemy dalej ponad Doliną Miłości, napotykając ciekawe, skręcone niczym śruba drzewa. 
 
 
 
 

 
 
 
Następnie docieramy do niebieskiego szlaku prowadzącego Kruczą Doliną, z widokiem na Kruczą Skałę (685 m n.p.m.). Wychodzimy na obrzeża Lubawki, ale nie kierujemy się do centrum miasta. Zamiast tego wchodzimy na Świętą Górę (701 m n.p.m.).
 
O świętości góry świadczą kaplice kalwaryjne, wznoszone tutaj od połowy XVIII w. do początków XX w. Niestety, większość z nich znajduje się dzisiaj w opłakanym stanie. Przypomina nam się wędrówka po Wzgórzu Różańcowym w Bardzie.
 
 
 
 
Święta Góra nad Lubawką- kaplica Matki Boskiej Bolesnej

 
 
 
Święta Góra- Kaplica Zmartwychwstania

 
 
 
Z mniej świętych rzeczy na górze napotykamy nadajnik telewizyjny oraz wyciąg narciarski, który widzimy później jeszcze raz, schodząc zygzakami do szosy poniżej. Następnie osiągamy Lipowe Siodło (596 m n.p.m.) i wędrujemy przez chwilę nawet Głównym Szlakiem Sudeckim
 
Można by powiedzieć, że od tego miejsca trasa robi się trochę nudniejsza. Prowadzi głównie szerokimi drogami leśnymi, mniej jest przewyższeń i praktycznie w ogóle zredukowane zostaje krzakowanie. Z drugiej strony, jesteśmy wdzięczni organizatorom, że takich atrakcji jak zeszłoroczny Sakowczyk nie zaplanowali w drugiej części trasy, a zwłaszcza po zmroku. Idziemy więc spokojnie, trawersując zbocza kolejnych szczytów- są to Kierz, Pustelnia, Czarnogóra, Świstak, Góra Sołtysia, Trzy Kawałki, Płonina, Golcowa Kopa. Przechodzimy przełęcze: Pośrodka, Ulanowicką, Rozdroże Trzech Buków czy Sedan-Kurve (sic!). Czas odmierzają nam kolejne punkty kontrolne, gdzie dolewamy wody lub herbaty i raczymy się owocami lub orzechami. 
 
Koniec trasy to droga prowadząca wzdłuż potoku i obok utworzonych na nich stawków. Robi się zimno, a wokół gęstnieje mgła. Jesteśmy więc szczęśliwi, kiedy wychodzimy na szosę, a potem przechodzimy obok budynków dawnej tkalni (później wytwórni kosmetyków) w Uniemyślu. To oznacza bliskość karczmy sądowej, bliskość dyplomów potwierdzających ukończenie Górskiej Kamiennogórskiej 2025 oraz (zwłaszcza) bliskość gorących naleśników ze szpinakiem. 
 
Na mecie dowiadujemy się, że kolejna edycja wyrypy odbędzie się w marcu w Karkonoszach Wschodnich. Mimo że jesteśmy lekko zmęczeni, zapisalibyśmy się w ciemno. Tymczasem jedziemy odpocząć do Chełmska Śląskiego, gdzie rano zobaczymy domy tkaczy oraz... doświadczymy cudownego rozmnożenia czołówek. Ale to już zupełnie inna historia...
 
 
< następny post

Komentarze