Oriento Expresso
Orient Express w podróż liczącą 2880 km wyruszał z Paryża. Oriento Expresso startuje natomiast w Mieczewie koło Kórnika. W tym przypadku do wyboru mamy trasy 10-, 25- oraz 50-kilometrową (pierwsza piesza, druga piesza lub rowerowa, trzecia rowerowa).
W bazie zawodów meldujemy się w sobotę krótko przed ósmą, w sam raz aby odebrać pakiety startowe, napić się herbaty, a także przeprowadzić ,,clear" i ,,check" chipów SPORTident. Rozdanie map następuje obok dmuchanej pomarańczowej bramy rozstawionej przy szosie prowadzącej w stronę Mosiny. Tym razem na trasie TP25, którą tradycyjnie wybraliśmy, mamy aż 28 punktów do zebrania, a w ich odnalezieniu pomogą nam trzy mapy, każda w innej skali.
Nie tracimy czasu na opracowywanie strategii i od razu ruszamy. Zaczniemy od jedynki (szczyt górki), a potem będziemy improwizować. Zagłębiamy się w las powoli otrząsający się z porannych mgieł.
![]() |
poranny las |
Z jedynką jest dość łatwo, ponieważ większość uczestników wyruszyła najpierw właśnie w jej kierunku. Chwilę później zwarta grupa rozpierzcha się jednak na wszystkie strony po prostokącie oznaczonym na mapie matce jako ,,BnO Czołowo". My też wkraczamy w tę strefę, musimy więc szybko przestawić mózgi ze skali 1:50 000 na 1:7500.
Na początku kierujemy się... zupełnie źle, ale w miarę szybko udaje nam się ogarnąć. Postanawiamy ugryźć temat od południa, a więc od trójki ukrytej w dołku w pobliżu rowu. Idzie całkiem sprawnie, ale już zauważamy, że organizatorzy raczej nie będą nas rozpieszczać lampionami porozstawianymi na widoku.
Wykorzystujemy biegnącą na północny zachód linię rowu, aby nakierować się na czwórkę. Parę zerwanych pajęczyn i zadrapań później wychodzimy przy młodniku, który obchodzimy z lewej strony. Wydostajemy się na szeroką, piaszczystą drogę, która prowadzi obok położonego na górce bunkra. To zapowiedź atrakcji, które czekają nas już za chwilę, kiedy przejdziemy do eksploracji terenów opuszczonej bazy rakietowej z lat 60.
Tymczasem schodzimy ze ścieżki w poszukiwaniu obniżenia terenu. Czwórka odhaczona, czas na piątkę. Idziemy wzdłuż betonowych słupków, które łączyła kiedyś siatka zwieńczona drutem kolczastym. Dzisiaj już nie straszą, ale pomagają nam odnaleźć rozstawione w ich pobliżu lampiony- piątkę w dołku, szóstkę na górce. Teraz najbliżej byłoby do ósemki, ale zaczynamy już kombinować jak z mapy ,,Czołowo" wrócić na mapę matkę i wychodzi nam, że tę lokalizację korzystniej będzie zgarnąć razem z siódemką w drodze do dwójki.
A więc najpierw do dziewiątki. Ma być przy zakręcie ścieżki, którą przegapiamy. Idziemy więc naokoło i atakujemy od drugiej strony. Następnie dziesiątka, również przy mocno zarośniętej ścieżce. Wracamy do opuszczonej ósemki, u podnóża wału. A na deser siódemka ukryta w schronie. Schronów jest jednak na terenie dawnej Bazy 31 Dywizjonu Rakietowego Obrony Powietrznej więcej niż jeden. Do tego dochodzą rozłożone promieniście nasypy oraz milion wydeptanych pomiędzy nimi ścieżek. W rezultacie zaczynamy kręcić się w kółko, co stwierdzamy z całą pewnością, kiedy stajemy ponownie u podnóża wału z punktem numer osiem.
Bierzemy głębszy oddech i jeszcze raz ruszamy na poszukiwanie właściwego bunkra. Tym razem więcej skupienia, a także więcej patrzenia w mapę. Wkrótce stajemy przed ogromnymi wrotami prowadzącymi do żelbetowej konstrukcji ukrytej pod nasypem ziemnym. To co prawda nie to miejsce, o które nam chodziło, ale w okolicy znajdujemy za to kilka dorodnych koźlarzy czerwonych.
![]() |
korzyści z błądzenia |
A ,,nasz" schron znajduje się kilkanaście metrów dalej, nieco zamaskowany drzewami. Wchodzimy do niego, zgodnie z wymalowaną na ścianą instrukcją grupowo, po 2-3 żołnierzy.
![]() |
lampion w schronie |
Mijamy jeszcze kilka budynków wojskowych rozłożonych wzdłuż drogi dojazdowej w kształcie litery ,,T". Kusi, aby pouprawiać trochę urbex, ale przypominamy sobie, że jesteśmy na zawodach. Wracamy na mapę matkę, aby przed wkroczeniem do strefy ,,BnO Kamionki" zgarnąć dwójkę i jedenastkę. Dwójka ma być przy bocznej ścieżce odchodzącej od leśnej drogi. Idziemy spokojnie, rozglądając się jednak na boki. A zwłaszcza na prawo. Przed nami idą dwie inne uczestniczki Oriento Expresso, równie spokojne jak my. Potem dołącza jeszcze jeden biegacz. I po chwili wszyscy razem docieramy do skrzyżowania ścieżek, które oznacza ni mniej, ni więcej tylko to, że dwójkę minęliśmy. Zawracamy. Ścieżka okazała się tradycyjnie nieco zarośnięta.
Po kolejnej, tym razem udanej próbie zgarnięcia lampionu, mkniemy ku jedenastce (po drodze spotykając dwie rowerzystki, które również minęły punkt numer dwa). Jedenastka jest dla odmiany całkiem łatwa i przyjemna- ukrywa się za stertą gałęzi tuż przy drodze.
Czas na mapę w skali 1:15 000 i punkty oznaczone literami. ,,G" to koniec przecinki, gdzie polecamy spacerowiczom zawody z cyklu ,,Liga na szagę". ,,F" to górka, ,,M"- obniżenie terenu w okolicach paśnika. Aby zdobyć ,,A", trzeba się trochę nachodzić. Ukryte jest przy ,,charakterystycznym drzewie" na granicy dwóch młodników. Tutaj stwierdzamy, że najwyższy czas odwiedzić okulistę, bo choć właściwe drzewo typujemy praktycznie od razu, to lampion za jego pniem dostrzegamy dopiero przechodząc obok drugi raz...
Zawracamy do ,,N" (górka), potem ruszamy na północ. ,,D" to kolejne ,,charakterystyczne drzewo" (tym razem na wszelki wypadek badamy wszystkie bardziej charakterystyczne po drodze). ,,C" ukrywa się w szałasie, a szałas to nie byle jaki, bo wyposażony nawet w dywan.
![]() |
ekskluzywny szałas |
Dołek, w którym schowano ,,B" namierzyć udaje nam się całkiem łatwo. Problem mamy za to z wydostaniem się z zarośli i mokradeł otaczających Borówiec. Choć nie planowaliśmy tego, idziemy na azymut, wynurzając się z gęstwiny na ulicy Deszczowej, czym chyba lekko zaskakujemy spacerujących nią miejscowych.
Następne w kolejności jest ,,L". Na mapie nie wygląda zbyt zachęcająco- to jakiś dziwny krótki rów pośrodku gęstego lasu. W rzeczywistości jest jeszcze gorzej. Najpierw źle typujemy ścieżkę dzielącą dwa pasy zadrzewień o różnej gęstości. Plus jest taki, że udaje nam się zobaczyć ładny dąb, który nosi w dodatku odznakę pomnika przyrody. Potem idziemy dobrą ścieżką, ale wydaje nam się, że tak nie jest. W końcu zanurzamy się w las, ale szukanie w nim lampionu przypomina szukanie igły w stogu siana. Postanawiamy rozdzielić się, aby zwiększyć swoje szanse. I faktycznie, połowa z nas natrafia wreszcie na biało-pomarańczowy kształt. Niestety, gubi za to drugą połowę. Aby się odnaleźć, stosujemy metody tradycyjne (nawoływanie ,,hop, hop") oraz bardziej nowoczesne (telefon komórkowy).
![]() |
pomnik przyrody na pocieszenie |
Przy ,,L" straciliśmy sporo czasu, zaczynamy więc nerwowo spoglądać na zegarki. Limit czasowy wyznaczono na osiem godzin. Obliczamy, że powinniśmy zdążyć... chyba. Mkniemy do E, a przed jego znalezieniem nie powstrzymują nas nawet tabliczki z napisami ,,teren prywatny". Następnie wchodzimy prosto na ,,O" (dołek). Jeszcze tylko łatwe ,,H" (zarośla przydrożne) i zostają nam trzy punkty do zakończenia mapy ,,Kamionki".
Do ,,I" fajnie byłoby pójść na szagę. Ponieważ coś nam jednak nie udaje z liczeniem ścieżek, idziemy naokoło. Teraz szybko do ,,J" (wykrot). Zostało ,,K", ale zanim podsumujemy mapę 1:15 000, lecimy jeszcze do trzynastki. Po drodze przechodzimy przez polanę białą od puchu ostrożenia.
Sama trzynastka nie sprawia nam większych trudności (pomaga umieszczone w zielonej ramce rozświetlenie), trochę gubimy się za to w drodze powrotnej do ,,K". W efekcie po raz drugi przechodzimy obok młodnika upamiętniającego Jana Pawła II. W końcu namierzamy jednak kolejne ,,charakterystyczne drzewo" i możemy pędzić do dwunastki.
A z dwunastką idzie na szczęście gładko (skrzyżowanie dróg). Kontrolujemy czas. Chyba trochę podbiegniemy. Jednocześnie patrzymy jednak na mapę, bo zgubić się teraz byłoby bardzo niefortunnie.
Na mecie meldujemy się niecałe siedem minut przed końcem limitu, ale zadowoleni z zaliczenia całej trasy. To była dobra podróż z Oriento Expresso. Nie wybraliśmy raczej wariantu optymalnego, bo wyszło nam sporo więcej niż 25 km... ale na szczęście nie aż 2880.
< następny post
Komentarze
Prześlij komentarz