Korona poczwórna (KDB on tour)


Trasa: Wałbrzych, Biały Kamień, Aqua Zdrój> (żółtym, czarnym łącznikowym i w końcu morderczym niebieskim szlakiem) Chełmiec (PK*)> (żółtym szlakiem) Rosochatka> (zielonym szlakiem) Boguszów-Gorce> Dzikowiec> (niebieskim szlakiem) Sokółka (PK)> Lesista Wielka> (czerwonym szlakiem) Ługowina, gościniec Kowalova (PK,PO**)> Sokołowsko> Bukowiec> Schr. Andrzejówka (PK, PO)> (żółtym szlakiem) Waligóra> (żółtym szlakiem, wariant przez ruiny owczarni) Rozdroże pod Waligórą> (czarnym szlakiem) Rozdroże pod Granicznikiem> (zielonym szlakiem) Szpiczak> Jaworowy Wierch> Przełęcz pod Czarnochem (PK, PO)> Czarnoch> (niebieskim szlakiem) Bartnica> Sierpnica> Rozdroże pod Sokołem> (czerwonym szlakiem) Rzeczka, Przełęcz Sokola> Wielka Sowa (PK, PO)> (żółtym szlakiem) Mała Sowa> Walim> (niebieskim szlakiem) Rozdroże pod Moszną> (czerwonym szlakiem) Przełęcz Marcowa> Jedlinka> Jedlina- Zdrój, stacja (PK, PO)> (czerwonym szlakiem) Przełęcz pod Wawrzyniakiem> (niebieskim szlakiem) Jałowiec> (zielonym szlakiem) Ptasie Rozdroże> (czarnym szlakiem) Borowa (PK)> (czarnym szlakiem) Przełęcz Kozia> (czerwonym szlakiem) Przełęcz Szypka> (niebieskim szlakiem) Wałbrzych, ul. Świdnicka> Niedźwiadki> Wałbrzych, Harcówka

*PK- punkt kontrolny, **PO- punkt odżywczy

Mapa trasy: tutaj

Długość trasy założona przez organizatorów: 80, 5 km 

Przewyższenia: +-3500 m

Długość trasy zmierzona przez aplikację, z której korzystaliśmy (łącznie z celowym odejściem w kierunku szczelin wiatrowych w okolicach Lesistej i niecelowym pobłądzeniem w Bartnicy): 84 km

Czas przejścia: 19 godzin 55 minut (limit:28 godzin)


Wysiadłszy z pociągu  na nowym przystanku kolejowym Wałbrzych Centrum w piątek po południu, zauważamy ogrodzenie obite banerami. Banery promują miasto i zlokalizowane w jego pobliżu atrakcje (zamek Książ, palmiarnię) hasłem ,,Wałbrzych- miasto do odkrycia". ,,Trzy kroki stąd znajduje się Stara Kopalnia, Centrum Nauki i Sztuki"- zachęcają opisy kolorowych zdjęć. Postanawiamy przejść te trzy kroki, aby zobaczyć udostępnioną do zwiedzania dawną kopalnię węgla kamiennego, funkcjonującą od końca XVIII w. do 1996 roku pod nazwami ,,Fuchs", ,,Thorez" i ,,Julia". 

 

górnicy dołowi przed kawiarnią ,,Sztygarówka"

 

Nabywając bilety w kawiarni ,,Sztygarówka", poznajemy emerytowanego górnika Andrzeja, który spontanicznie postanawia dołączyć do grupy z godziny 14:00, aby porównać swoje doświadczenia życiowe z ,,bajerą" dla turystów. Dzięki temu zyskujemy unikalną możliwość zwiedzania kopalni z dwoma przewodnikami... 

 

zwiedzanie Starej Kopalni

 

Dwugodzinna trasa poprowadzona zarówno przez obiekty nadziemne, jak i sztolnie, przydaje nam sporo wiedzy. Najciekawszym punktem programu okazuje się jednak wejście na wieżę widokową, z której dostrzegamy nie tylko cały teren zrewitalizowanego kompleksu, ale również otaczające Wałbrzych szczyty. Na większość z nich zamierzamy wejść w ciągu najbliższych kilkudziesięciu godzin.

 

 

widok z wieży widokowej na terenie Starej Kopalni

Głównym powodem naszego przyjazdu do miasta do odkrycia jest bowiem 80- kilometrowa wyrypa pozwalająca zaliczyć za jednym zamachem najwyższe szczyty Gór Wałbrzyskich, Kamiennych i Sowich, czyli Potrójna Korona Wałbrzyska. Jako że braliśmy już udział w Potrójnej Koronie Śnieżnickiej, wiemy czego spodziewać się po organizatorach- fajnej trasy, dobrze zaopatrzonych punktów odżywczych oraz braku litości jeśli chodzi o przewyższenia. Potrójna Wałbrzyska jest jednak wyjątkowa pod względem podejścia do kontrowersji wokół Korony Gór Polski. Przez błędy pomiarowe za najwyższe wzniesienie Gór Wałbrzyskich został uznany Chełmiec (851 m n.p.m.), podczas gdy w rzeczywistości jest nim Borowa (853 m n.p.m). Odbywająca się w ten weekend impreza pogodzi zwolenników oraz przeciwników pozostawania przy nieaktualnej klasyfikacji. Trasa została poprowadzona i przez Chełmiec,  i przez Borową, co czyni z Potrójnej Korony właściwie Koronę Poczwórną.

Zakończywszy zwiedzanie Starej Kopalni, udajemy się do kompleksu sportowo- rekreacyjnego Aqua- Zdrój po odbiór pakietów startowych. Oprócz pomarańczowych chust, map i kart do zbierania potwierdzeń na punktach kontrolnych, otrzymujemy również eleganckie, monochromatyczne gadżety od miasta Wałbrzych, oczywiście z hasłem Miasto do odkrycia

*** 

W sobotę o 8:00 rano ponownie meldujemy się w Aqua- Zdroju, tym razem w celach startowych. Zostaliśmy zaliczeni do pierwszej, ,,żółtej" fali, ruszającej pół godziny wcześniej niż fala ,,zielona". Zaczyna się łagodnie, żółtym szlakiem wyprowadzającym do lasu przez ulicę Piasta. Ale już na trzecim kilometrze czai się Chełmiec, a więc nie może być cały czas tak ulgowo. Skręcamy w prawo za znakami czarnymi, które doprowadzają nas do szlaku niebieskiego. I tu zaczyna się zabawa.

Na odprawie przedstartowej otrzymaliśmy od organizatorów informację, iż w razie gdyby na szczycie Chełmca tworzyły się kolejki do pieczątek, zaliczeniem punktu kontrolnego będzie również zdjęcie z krzyżem lub wieżą widokową. Robimy próbne zdjęcie, ale słońce operuje zbyt mocno. W tle nie widać ani krzyża, ani niczego poza błękitem. Poza tym połowa z nas dostała po podejściu szlakiem niebieskim takich rumieńców, że zdjęcie zostaje od razu przeznaczone do skasowania. Na szczęście kolejki jednak nie ma, przybijamy więc pieczątki. Na wieżę widokową nie wchodzimy, bo na drzwiach do przedsionka wisi kartka: ,,W dniach 12-13.06 wieża nieczynna, toaleta nie działa, wody brak". Schodzimy w kierunku Boguszowa- Gorców, pocieszając się, że najbardziej mordercze zbocze już za nami.

 

Boguszów- Gorce

 

W porównaniu z Chełmcem, podejście na Dzikowiec (836 m n.p.m.) jest właściwie bezbolesne. Trochę inne zdanie ma wspinająca się nań grupa młodzieży, która samodyscyplinuje się i dla uczestników wyrypy tworzy ,,korytarz życia". W okolicach Dzikowca przerzucamy się na niebieski szlak, aby nie ominąć Sokółki, zapewniającej rozległy widok na Góry Kamienne. Na jej szczycie mamy też do przybicia drugą pieczątkę. 

 

widok z Sokółki na Waligórę i inne szczyty

 

W okolicach Lesistej kryje się ,,niegdyś słynna, obecnie nieco zapomniana" atrakcja, dla której należy jednak zboczyć kilkaset metrów ze szlaku (i trasy Potrójnej Korony). Postanawiamy zdobyć się na to poświęcenie dla objętych ochroną jako pomnik przyrody szczelin wiatrowych.

 

szczelina wiatrowa w okolicach Lesistej Wielkiej

 

Ze względu na zróżnicowaną odporność na erozję skał budujących masyw Lesistej, w jej zboczu powstały pęknięcia, przez które w ciepłych miesiącach zasysane jest powietrze. Zimą z kolei szczeliny wiatrowe powietrze ,,wydychają", powodując topnienie zalegającego dookoła śniegu. Im większa różnica temperatur pomiędzy wnętrzem góry, a otoczeniem, tym większa zachodzi cyrkulacja powietrza. A przy dużej cyrkulacji powietrza, zasysaniu mogą towarzyszyć efekty dźwiękowe, które już od XIX w. ściągały w te okolice turystów. Dzisiaj jest tutaj cicho i pusto. Po chwili wpatrywania się w szczelinę, wracamy na właściwy kurs.


miejsce na chwilę zadumy w okolicy szczeliny wiatrowej


Na węźle szlaków wybieramy czerwoną odnogę sprowadzającą w dół ku wsi Kowalowa, gdzie zlokalizowany jest pierwszy punkt odżywczy. Dochodzimy do niego w samą porę, gdyż właśnie opróżniliśmy wszystkie niesione ze sobą bidony (tempo ok. 63 ml/osobokilometr). Potwierdzamy przybycie, odbieramy przysługujące nam banany oraz wielkie bułki z bogatym obkładem. Napełniamy pojemniki na wodę. Gościniec Kowalova, w okolicy którego zlokalizowany jest PO, kusi dodatkowo zewnętrznym stoiskiem z kiełbaskami, ogórkami kiszonymi, zimną lemoniadą i piwem z browaru Nysa. Postanawiamy ulec przynajmniej jednej z tych pokus, robiąc krótki odpoczynek przed kontynuowaniem marszu.

Tymczasem na błękitnym o tej pory niebie zaczynają gromadzić się chmury. Z jednej strony dają ulgę od gorąca, z drugiej straszą możliwością burzy. Poza pojedynczymi pomrukami w oddali nic się jednak nie wydarza, jeśli nie liczyć przelotnego deszczu w drodze do Sokołowska. Deszczu tak bardzo przelotnego, że nawet nie decydujemy się na wyciągnięcie kurtek wodoodpornych.

 

Sokołowsko

 

Za czerwonymi znakami skręcamy w ulicę Unisławską, a dalej w las, ku ruinom kaplicy i cmentarza niemieckiego. 

 

ruiny kaplicy na cmentarzu ewangelickim

 

Z Sokołowska mamy dojść do Andrzejówki, ale organizatorzy nie byliby sobą, gdyby nie poprowadzili nas przez szczyt Bukowca. A właściwie przez dwa jego szczyty, 886 i 898 m n.p.m. 

 

 

dwa szczyty Bukowca

 

Trudy wspinaczki wynagradzają widoki na pozostawioną przez nas w dole wieś. Jeszcze bardziej wynagradza je natomiast zupa pomidorowa z ryżem i cieciorką na punkcie odżywczym przy schronisku. Martwią nas jedynie niewielkie rozmiary porcji.

 

W drodze na Bukowiec
 

Atmosfera Andrzejówki zachęca niektórych do dłuższego zabawienia w jej progach, ale my ruszamy czym prędzej dalej ku Waligórze (934 m n.p.m). 

 

Andrzejówka zachęca do dłuższego zabawienia w jej progach

 

Szlak żółty, którym podchodzimy, poznaliśmy już w odsłonie jesiennej i zimowej, nie przestraszy nas więc wariant wiosenno-letni. Na szczycie spotykamy dwie rodziny z wózkami dziecięcymi, co zmusza nas do refleksji: jak oni u licha tam wleźli?! Łamiąc sobie nad tym głowę, kontynuujemy wędrówkę wariantem koło ruin budynku gospodarczego nad dawnym pałacykiem Hochbergów. Kwitną łubiny i żarnowiec. 

 

kwitną łubiny i żarnowiec...

 

Na Rozdrożu pod Waligórą nasz wzrok przyciąga ekologiczna wiata z zielonym dachem. 

 

eko- wiata

 

Schodzimy teraz czarnym szlakiem do Przełęczy pod Granicznikiem, aby stamtąd rozpocząć zdobywanie również nieobcego nam Szpiczaka (871 m n.p.m.). Po wejściu na szczyt odpuszczamy sobie wdrapywanie się na wieżę widokową (zwłaszcza, że znów zaczyna się chmurzyć) i mkniemy dalej granicą polsko- czeską. Gdzieś pomiędzy Jaworowym Wierchem a Przełęczą pod Czarnochem dopada nas opad. Próbujemy go potraktować tak jak ten przed Sokołowskiem,  ale tym razem jest na tyle intensywny, że odzież przeciwdeszczowa okazuje się niezbędna. Na przełęczy, po przybiciu pieczątek, pod skrawkiem daszku  konsumujemy wafle, jabłka oraz banany, popijając je izotonikiem od jednego ze sponsorów.

Schodząc z Czarnocha ku wsi Bartnica cieszymy się z minięcia półmetka. Deszcz odpuszcza, a kurtki lądują z powrotem w plecakach. W Bartnicy pod szlakowskazem spotykamy dwójkę uczestników przejścia debatujących nad tym, czy dalej należy iść dalej szlakiem niebieskim czy czerwonym. ,,Czerwooonym!"- podpowiadamy pewnie... po czym za chwilę całą czwórką wracamy się spod stacji kolejowej z powrotem do rozdroża. Podążając dalej jednak za znakami niebieskimi, zauważamy, że nazwa ,,Bartnica" nie jest przypadkowa.

 

barć w Bartnicy

 

Pięciokilometrowy odcinek bitumiczny przez Sierpnicę dłuży się niemiłosiernie. Zyskujemy tutaj jednak nie tylko na odległości, ale i na wysokości, dzięki czemu podejście z Przełęczy Sokolej na Wielką Sowę (1015 m n.p.m.) będzie już samą przyjemnością. Na Rozdrożu pod Sokołem wchodzimy w nisko zawieszoną chmurę, która wymusza na nas założenie dodatkowych warstw termicznych. 

Robimy krótki postój techniczny w schronisku ,,Orzeł", ale ponieważ w środku trwa suto zakrapiana impreza, szybko wycofujemy się z powrotem w chmurę. Schronisko ,,Sowa" jest za to zamknięte na cztery spusty. Wiemy jednak, że na najwyższym szczycie Gór Sowich czeka na nas kiełbaska z ogniska oraz piwo (chociaż powoli zaczynamy marzyć już o gorącej herbacie). Ognisko z kiełbaskami chronione jest dachem, więc niestraszna mu chmura z siąpiącą z niej mżawką. Po potwierdzeniu obecności na punkcie kontrolnym, z posiłkiem i napitkiem chowamy się w jednej z pozostałych wiat znajdujących się na szczycie Wielkiej Sowy.

Przez Małą Sowę schodzimy do Walimia. Chmury już tutaj nie ma, a ognisko pali się w jednym z przydomowych ogródków.

- Ilu was tam jeszcze idzie? - pytają tubylcy. - Chcecie coś do picia?

- Nie, dzięki- odpowiadamy. - Wypiliśmy piwo...

- My też!!!- odpowiadają z dumą.


Wychodząc z Walimia niebieskim szlakiem, uruchamiamy czołówki. Podążamy teraz ku miejscu, które znalazło się w zestawieniu dziesięciu najbardziej osobliwych nazw w polskich górach, czyli Rozdrożu pod Moszną. Dalej dobrze znanym nam odcinkiem Głównego Szlaku Sudeckiego (który po ciemku wygląda jednak trochę inaczej) wędrujemy do Jedliny, gdzie tuż przed stacją kolejową odnajdujemy przedostatni punkt kontrolny, a zarazem ostatni punkt odżywczy. Jest gorąca herbata, jest bogaty wybór drożdżówek, są nawet bułki, które przyjechały z Kowalowej. Ba! Są leżaki oraz hamaki, ale z tych ostatnich na tym etapie przejścia boimy się korzystać. Nie rozsiadamy się na zbyt długo. Żegnani życzeniami powodzenia zmierzamy ku Przełęczy pod Wawrzyniakiem. Tu zaczyna się całkiem wymagające podejście na Jałowiec (751 m n.p.m.).

Z platformy widokowej na Jałowcu widać tylko pojedyncze światełka w dole. Idziemy dalej, na Borową. Na jej szczycie wahamy się chwilę, którą z dwóch pieczątek przybijać w książeczce z potwierdzeniami. Ostatecznie przybijamy obie, po czym ze świadomością zaliczenia wszystkich punktów kontrolnych, rozpoczynamy zejście ze szczytu. Zejście czarnym szlakiem. Szlakiem, który znamy z zimowej Sudeckiej Żylety. Niestety. W lutym było tutaj błoto z lodem, teraz jest sypki piach oraz ruchome kamienie. Żadna z tych opcji nie wydaje się lepsza. W dodatku czołówka połowy z nas przeszła już w tryb oszczędny, który może wystarczyłby do poszukiwania piżamy w namiocie, ale na pewno nie do schodzenia nocą z Borowej, czarnym szlakiem.

Po długich, długich minutach opracowywania najlepszego wariantu zygzaka zejścia od pnia drzewa do pnia, od korzenia blokującego zsuw po zboczu do korzenia, wreszcie po wyruszeniu na pomoc połowy z nas z lepiej świecącą czołówką, meldujemy się w komplecie na Przełęczy Koziej. Tu, o dziwo, organizatorzy wybrali wariant czerwonym szlakiem, a więc podejście na Kozioł i Wołowiec zostało nam odpuszczone. O, jakże się cieszymy, kiedy pomiędzy drzewami dostrzegamy światła i schodzimy do ulicy! O, jakże rzedną nam miny, gdy przekraczamy tę ulicę i wracamy w chaszcze, aby wdrapać się jeszcze na Niedźwiadki (629 m n.p.m.)...

W końcu, w okolicach czwartej nad ranem, naprawdę schodzimy do centrum Wałbrzycha. Błąkamy się jeszcze chwilę po parku miejskim, śledzeni czujnym i ruchliwym okiem kamery monitoringu, próbując odnaleźć schronisko Harcówka. I oto jest, jest meta, są sędziowie, którzy pytają jak wam się podobała trasa (Fajna, poza zejściem z Borowej...). Są podpisy sędziów w karcie potwierdzeń, są przypinki finisherów! Jest kasza z warzywami, jest piwo na które nawet nie mamy chwilowo ochoty. Co najważniejsze, zaraz będzie można się umyć i pójść spać... Ukończyliśmy Potrójną, a nawet Poczwórną Koronę Wałbrzyską.

 



Komentarze