Wszystkie kwiaty von Czirna (KDB on tour)

Hans von Czirn i żonkile

Kwitną zawilce, ziarnopłon, fiołki i miodunki. Kwitną wierzby i drzewa owocowe. Kwitną żonkile posadzone na skwerku pod stopami rycerza- rozbójnika, Hansa von Czirn. Wszystko to jest oczywiście oznaką... zbliżającego się wiosennego Strzelińskiego Rogainingu

W ostatnią sobotę marca wyruszamy zatem za znakami niebieskiego szlaku ze Strzelina, aby przez Strzegów, Biały Kościół i Gębice dotrzeć do Nowolesia, gdzie, w remizie Ochotniczej Straży Pożarnej, zlokalizowana jest baza zawodów. W ustronnej wiacie przystanku autobusowego pod kościołem przeprowadzamy analizę mapy. Decydujemy rozpocząć od wyglądającego na łatwo namierzalne ,,4a", aby stamtąd powędrować na południe. Potem będzie należało wyczuć najlepszy moment na odwrót w stronę bazy, połączony ze zbieraniem punktów porozrzucanych po lesie.

Jak powiedzieli, tak zrobili. Z wybiciem dziesiątej ruszamy na północny zachód, do rozwidlenia szosy. Teraz przez pole wzdłuż rowu, aż do... kładki? Nie, to jeszcze nie tu, aż do przepustu pod drogą, w którym ukryty jest znak z perforatorem. Poszło sprawnie. A więc podążamy do lasu, szukać dołka z ,,4f". Tu też nie jest trudno, zwłaszcza że cały czas mamy w zasięgu wzroku inne drużyny. I znów na pole (kaptury na głowę, bo strasznie wieje), za krzyżem wzdłuż rowu aż do kępy drzew. Tutaj, przy stawku, ma być schowane ,,5c". Kręcimy się chwilę dookoła, ponieważ miniakwenów mamy nadprogramową ilość, ale w końcu udaje się odnaleźć pomarańczowy trójkąt. Tymczasem z przelatujących nam ciągle nad głową granatowych chmur zaczyna lekko kropić. 

Ruszamy na południe, ku Witostowicom. Deszcz odpuszcza. We wsi skręcamy na wschód, za przebiegiem szosy, co nie jest może najoptymalniejszym wyborem (-Wszyscy pobiegli tam- informuje nas jeden z mieszkańców, pokazując kierunek na Raczyce), ale skoro już tu jesteśmy, chcielibyśmy zerknąć na zaznaczony na mapie zamek na wodzie. ,,Zerknąć" to dobre słowo, droga wjazdowa jest bowiem zagrodzona wysokim płotem, a ponad fosą i drzewami niewiele widać. Jedyne co można stwierdzić, to fakt, że średniowieczny charakter pierwotnego założenia został właściwie całkowicie zatarty przez późniejsze przebudowy.


zamek na wodzie w Witostowicach

Minąwszy zamek, zastanawiamy się, czy nie odbić ku temu ,,5g", do którego wszyscy pobiegli. Zapuszczamy się już nawet nieśmiało w drogę polną pomiędzy zabudowaniami, ale boimy się trochę za bardzo oddalić się od bazy. Zawracamy więc, choć kolejni mieszkańcy Witostowic krzyczą do nas, że to dobry kierunek.

Zamiast po piątkę, idziemy po ,,6b". Jak zawsze w lesie, przebieg ścieżek oraz przecinek trochę różni się od tego widocznego na mapie, ale w nawigacji pomaga strumień. Zapędzamy się nieco za daleko ,,ścieżką", czyli wąskim przejściem pomiędzy młodymi brzozami, zawracamy jednak i wpadamy niemal wprost na dołek z perforatorem. 

Teraz odnajdujemy przecinkę, która powinna doprowadzić nas w okolice położonego na rozwidleniu strumienia ,,7a". I tak się też dzieje. 




Po chwili namysłu postanawiamy skierować się ku ukrytemu przy paśniku ,,4e". Tam zaczyna padać grad, który ustaje dopiero gdy (wraz z sarnami i dzikami) rozpoczynamy wspinaczkę na Nowoleską Kopę (383 m n.p.m.). Tego punktu programu nie mogło zabraknąć, jako że właśnie Nowoleska Kopa znalazła się na grafice promującej wiosenne zawody. Pod jej szczytem powinniśmy znaleźć skalną ścianę, a u stóp tejże- punkt ,,4d". Skalna ściana rzeczywiście jest, wysoka i rozległa. Łazimy wokół niej dobre piętnaście minut, badając ją od dołu i od góry. I nic. Wreszcie przychodzi nam do głowy myśl, że może wcale nie chodzi o skalną ścianę. Schodzimy jeszcze nieco bardziej poniżej szczytu gdzie, w pobliżu rowerowego singletracka, zauważamy sterczące spomiędzy drzew skałki. Ruszamy ku nim, odnajdując trójkąt z perforatorem.

Niesieni sukcesem, pędzimy ku ,,4c". Na mapie umieszczono piktogram oznaczający wieżę, kiedy więc na skraju lasu dostrzegamy myśliwską ambonę, od razu kierujemy się w jej stronę. I rzeczywiście, ,,4c" odnajduje się na samym jej szczycie.





Do końca regulaminowego czasu zostało nam około 1,5 godziny, moglibyśmy więc pokusić się jeszcze albo o ,,6a" i ,,4b", albo o ,,5b" i ,,4b". Po analizie mapy stwierdzamy, że do ,,5b" będzie łatwiej trafić. I byłoby tak może, gdybyśmy w okolicy wąwozu Pogródki nie zgubili ścieżki...


drogowskaz, tuż za którym gubimy drogę...

Zbaczamy więc za bardzo na południe, przedzieramy się przez jakieś chaszcze, kolce jeżyn ranią nam uda. W końcu wychodzimy jednak w Romanowie i zgarniamy to ,,5b". Ale do końca zawodów mamy już tylko godzinę, a w dodatku zaczyna lać. 

Postanawiamy iść już prosto do mety, nie robiąc sobie większych nadziei na ,,4b". Drogę do bazy powinniśmy teraz odnaleźć bez problemu, prawda? Trzeba skręcić w tę drogę polną i iść cały czas przed siebie. Idziemy więc, nie patrząc nawet na kompas, bo przecież przed sobą w oddali widzimy jaskrawe kurtki innej drużyny, która na pewno również podąża ku mecie... 

Kiedy wchodzimy do lasu, napotykamy jeszcze inny zespół, zmierzający (w dodatku biegiem) w trochę inną stronę niż my. ,,Zdążycie?"- rzucają w naszym kierunku. Patrzymy na siebie. Zdążymy? A która jest godzina? I gdzie my właściwie jesteśmy...? Pół godziny do końca czasu- informuje połowa z nas wyposażona w zegarek. Rozglądamy się i widzimy przed sobą jakiś budynek. Zaraz, zaraz, czy to nie jest przypadkiem Pogański Młyn? Ten, w którym mąkę mielił sam diabeł? Jeśli tak, to jesteśmy właśnie w drodze nie do mety, a do ,,6a"... do którego jednak ewidentnie nie zdążymy dotrzeć.


Pogański Młyn

Przepraszamy się z kompasem i nawigujemy na południowy zachód. Biegnie tu jakiś zielony szlak, czy możemy podążać za nim? Nie, chyba jednak nie. Doganiamy jaskrawe kurtki, które wyznają, że trochę się zgubiły. Cóż, my właściwie też. Jakoś odnajdujemy jednak wyjście z lasu na szosę. W oddali widać wieżę kościoła- a więc jesteśmy uratowani! Baardzo szybkim krokiem zmierzamy w tamtą stronę, aby dokładnie minutę przed szesnastą zameldować się na mecie. 


schemat przebytej przez nas trasy

Tam czeka już legendarny strzeliński bigos, a także grill rozpalany przez strażaków z Nowolesia. Zaraz, zaraz, czy strażacy powinni rozpalać, czy raczej gasić...? Nie liczymy dziś na wysoką lokatę, ale pocieszamy się, że nie mieliśmy wielkich szans, skoro w zawodach startowali mistrzowie i wicemistrzowie Czech w rogainingu... Deszcz ustał, wychodzi znów słońce, a nad polami pojawia się piękna tęcza.



< następny post

poprzedni post >

Komentarze

  1. Miło wspomnieć marcowe wędrowanie, też dotarliśmy ostatnie 600 m biegiem minutę przed końcem czasu ;-)
    W ramach treningu przed czerwcowym zapraszam na 4 godzinnego Tropka do Mycielina 18 czerwca.
    Pozdrawiam
    Paweł

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mamy dość napięty grafik w czerwcu i nie wiem czy uda się tam jeszcze wcisnąć rogaining... No ale zobaczymy :)

      Usuń

Prześlij komentarz