U Frankensteinów (KDB on tour)

 


Jadąc kiedyś busem z Wrocławia w góry, byliśmy świadkiem takiej rozmowy pasażera z kierowcą:

- Poproszę bilet do Ząbkowic Śląskich.

- Do Frankensteinów? Już drukuję, oczywiście.

Kierowca nawiązywał do dawnej, niemieckiej nazwy Ząbkowic, Frankenstein, pochodzącej zapewne od połączenia słowa ,,skała" z określeniem narodowości pierwszych osadników. Nazwa ta oczywiście zupełnie przypadkowo kojarzy się z powieścią Mary Shelley o naukowcu stwarzającym potwora... Czy rzeczywiście? Postanawiamy to sprawdzić.

Strzelin, do którego przyjechaliśmy na zawody w rogainingu, leży ok. 30 km od Ząbkowic. Moglibyśmy dojechać zeń do Frankensteinu pociągiem, z przesiadką w Kamieńcu Ząbkowickim. Zamiast się przesiadać, postanawiamy się jednak przejść. Z dworca w Kamieńcu startuje żółty szlak turystyczny, prowadzący w kierunku miejscowości, która za czasów pruskich nazywała się Stolz (niem. duma). Po II wojnie światowej została dość niefortunnie przemianowana na ,,Stolec". Pierwotny plan zakładał podążanie za żółtymi znakami do rezerwatu ,,Skałki stoleckie" i dalej, aż do wsi Jaworek (choć wg mapy pomiędzy rezerwatem a Jaworkiem droga się urywa). Na stronie internetowej Ząbkowickiego Centrum Kultury i Turystyki znaleźliśmy jednak informację, że zwiedzanie ruin zamku, na którym szczególnie nam zależało, odbywa się tylko z przewodnikiem, w określonych godzinach (10:00, 12:00, 14:00 i 16:00). Żeby zdążyć na dwunastą, skracamy więc trasę przez pola z 16,5 do 14 km, omijając skałki oraz niepewny odcinek szlaku.

O 11:50 meldujemy się w Izbie Pamiątek Regionalnych, mieszczącej się przy ul. Krzywej 1, w najstarszym zachowanym budynku mieszkalnym Ząbkowic Śląskich, czyli tzw. Dworze Kauffunga. Tutaj (poza sezonem, w okresie od października do marca) można kupić bilety na zwiedzanie. Nasze życzenie dotyczące dwóch wejściówek na godzinę 12:00 sprawia jednak, że miejscowi przewodnicy wpadają w popłoch. Wygląda na to, że jesteśmy jedynymi chętnymi na wejście do zamku, tymczasem za chwilę ma się pojawić większa grupa, która zarezerwowała wcześniej oprowadzanie po Krzywej Wieży. Po chwili negocjacji dochodzimy do porozumienia. Razem z grupą zwiedzimy wieżę, a warownię obejrzymy o 14:00, w trybie skróconym z 1,5h do 1 godziny i 15 minut (tak, abyśmy zdążyli na pociąg powrotny do Poznania z przesiadką w Jaworzynie Śląskiej i Wrocławiu). 


Krzywa Wieża w Ząbkowicach Śląskich

Mniej krzywa niż w ta Pizie, ale bardziej krzywa niż ta w Toruniu- oto ząbkowicka wieża. Powstała w średniowieczu. Być może jest pozostałością przedlokacyjnego zamku, być może pełniła funkcję bramy miejskiej, a być może od początku służyła jako dzwonnica, którą na pewno była od XV w. Dlaczego odchyliła się od pionu? Tego też nie wiadomo na 100%. Jedna z teorii mówi o osiadaniu fundamentów na podmokłym gruncie. Druga- o trzęsieniu ziemi, które nawiedziło pobliskie Bardo w 1590 r. Jeszcze inna o fantazji budowniczych... Faktem jest, że na początku II poł. XIX w., w wyniku wielkiego pożaru Ząbkowic, szczytowa partia wieży została niemal całkowicie zniszczona. Początkowo pozostałości dzwonnicy planowano  rozebrać, ale ostatecznie górny fragment odbudowano. To dlatego podstawa wieży jest krzywa, a jej szczyt- prosty.


we wnętrzu Krzywej Wieży

Tego wszystkiego dowiadujemy się podczas trwającego około pół godziny zwiedzania. W wieży wypróbowujemy również krzesło czarownic, a oprócz zamieszkujących budowlę gołębi spotykamy nawet ducha...



Najlepsze są jednak widoki z górnego tarasu, na miasto oraz góry- Sowie, Bardzkie i Masyw Śnieżnika.


widok z Krzywej Wieży na miasto...


...i góry

Jako że dokleiliśmy się do zaanonsowanej wcześniej grupy, załapujemy się jeszcze na wizytę w laboratorium Frankensteina... Tutaj oglądamy różne wydania powieści Mary Shelley oraz pierwszą adaptację filmową książki, a także plakaty filmowe z podobizną słynnego potwora... Ale jak to? Przecież Ząbkowice Śląskie nie mają tak naprawdę nic wspólnego z Wiktorem Frankensteinem? Otóż okazuje się, że nazwisko fikcyjnego naukowca może wiązać się z dolnośląską miejscowością wcale nieprzypadkowo. 

Na początku XVII w. miasto Frankenstein nawiedziła epidemia dżumy. Jak to było w tamtych czasach w zwyczaju, władze próbowały znaleźć winnych nieszczęścia- padło na grupę grabarzy, którą oskarżono o wytwarzanie proszku ze zwłok, rozsypywanego następnie na progach domów w celu rozprzestrzenienia zarazy. Doszły również inne zarzuty- kanibalizm, gwałty, nekrofilia oraz czary. Pod wpływem tortur grabarze przyznali się do wszystkiego, skazano ich zatem na śmierć przez okaleczenie i spalenie na stosie. Historia ta była głośna w całej Europie. Pisano o niej w gazetach, głoszono na jej temat kazania w kościołach. Ponad dwieście lat później zmodyfikowaną opowieść mogła usłyszeć 19- letnia Mary Shelley, spędzająca zimne i deszczowe lato nad Jeziorem Genewskim, w towarzystwie męża, Percy'ego Shelleya, a także lorda Byrona oraz Johna Williama Polidori, lekarza z wykształcenia. Towarzystwo urozmaicało sobie czas opowieściami grozy, a w efekcie wyzwania rzuconego przez Byrona, przystąpiło również do pisania własnych historii. Polidori stworzył opowiadanie o wampirach, Mary- ,,Frankensteina, współczesnego Prometeusza". Może rzeczywiście historia z Ząbkowic była dla niej pewną inspiracją? A nawet jeśli nazwisko bohatera powieści nawiązuje jednak bardziej do znajdującego się w Hesji zamku Frankenstein, w którym na przełomie XVI i XVII w. pewien alchemik przeprowadzał różne dziwne eksperymenty, to w każdym razie dolnośląska miejscowość opracowała niezły plan na promocję.

Po zwiedzaniu odchylonej od pionu dzwonnicy oraz laboratorium szalonego naukowca, mamy jeszcze trochę czasu do 14:00. Wpadamy do pizzerii na rynku na włoskie specjały oraz regionalne, potwornie dobre piwo.




Następnie wracamy do Izby Pamiątek Regionalnych, ledwo opierając się pokusie nabycia pięknego, ceramicznego kufla albo makabrycznego długopisu w kształcie strzykawki. Wraz z przewodnikiem oraz grupką innych chętnych, którzy tymczasem się pojawili, ruszamy w stronę murów zamkowych.


zamek w Ząbkowicach Śląskich

Obecny, renesansowy charakter, pozostałości zamku zawdzięczają czeskiej dynastii Podiebradów. Na jednej ze ścian widać jednak nietypową dla renesansu obłość- to pozostałość wcześniejszej, gotyckiej budowli.


gotyckie wybrzuszenie na południowej ścianie

Zamek popadł w ruinę właściwie już w XVIII w. Widać ogrom pracy i środków włożonych w rewitalizację, umożliwiającą udostępnienie pozostałości do zwiedzania. Oglądamy salę rycerską, komnaty książęce, piwnice, dziedziniec ze studnią i fragmentem odtworzonych krużganków. Najlepsze są jednak oczywiście widoki roztaczające się z murów oraz... możliwość pozowania do zdjęć z replikami historycznych broni.


dziedziniec ze studnią


dziedziniec


zamek w całej okazałości


Ostatnim punktem programu jest przechadzka po międzymurzu, w którym wyeksponowano drewniane rzeźby nawiązujące do miejscowej historii i legend. Są tam rycerze, białogłowy, smoki oraz- oczywiście- potwór stworzony przez doktora Frankensteina. Jedna z uczestniczek zwiedzania rozgląda się niepewnie, po czym pyta: o co chodzi z tym Frankensteinem...? 

< następny post

poprzedni post >

Komentarze