Trzy szczyty z logo (KDB on tour).

Tre Cime di Lavaredo

 

Trasa: Passo Cimabanche> (trasą rowerową E1) Lago di Landro> (szlakiem 102) Valle della Rienza> (szlakiem 105) Col Forcellina> Forcella Col di Mezzo> Rifugio Auronzo

Długość trasy: 16,5 km

Czas przejścia: 4h

 

 

Na położonej kilkanaście kilometrów na północny wschód od Cortiny d'Ampezzo przełęczy Cimabanche (Im Gemärk po niemieckuznajduje się zaledwie kilka budynków. Pierwszy to tzw. casa cantoniera, typowy element infrastruktury Włoch. Tego rodzaju obiekty o prostej bryle, tynkowane tradycyjnie na ,,pompejański" odcień czerwieni, stawiano od lat 30. XIX w. wzdłuż odpowiedników naszych dróg krajowych, czyli strada statale, arterii komunikacyjnych najwyższej kategorii. Narodziły się wraz z powstaniem stanowiska cantoniere- drogowca odpowiedzialnego za utrzymanie odcinka ciągu komunikacyjnego liczącego ok. 3-4 km. Na granicy każdego odcinka, nazywanego cantone, stawiano dla przypisanego mu drogowca dom, dzięki któremu mógł on należycie wywiązywać się ze swoich obowiązków. W latach 80. XX w., wraz z reformą systemu, około połowa z ponad 1200 case cantoniere została wycofana przez ANAS (Azienda Nazionale Autonoma delle Strade) z eksploatacji, ale w wyniku przetargów dla części z nich znaleziono nowe funkcje: punktów gastronomicznych, hosteli, centrów informacji i edukacji czy stacji ładowania pojazdów elektrycznych. Dla tej z Passo Cimabanche jeszcze nie.

Po drugiej stronie przebiegającej przez przełęcz strada statale stoi z kolei niewielki budynek stacji- pamiątka po funkcjonującej do lat 60. linii kolejowej wybudowanej w okresie I wojny światowej dla transportu amunicji i zaopatrzenia. W okolicy można też nadal znaleźć pozostałości okopów czy tuneli. Oprócz tego działa tu stale niewielki rodzinny chalet serwujący lokalne specjały. Niedaleko niego wzniesiono teraz duży biały namiot, w którym zawodnicy Lavaredo Ultra Trail z dwóch najdłuższych tras, 80- i 120-kilometrowej, mogą pożywić się morelami, kanapkami z nutellą albo bulionem z dodatkiem parmezanu. Dla tych pierwszych to dwudziesty szósty kilometr, ci drudzy docierając do Cimabanche mają już za sobą półmetek trasy. Zawodnik interesujący mnie najbardziej, wg prognozy podawanej przez aplikację Live Trail, powinien się tu pojawić około jedenastej.

 

Przełęcz Cimabanche w czasie festiwalu Lavaredo Ultra Trail

 

Na przełęcz dojeżdżam wraz z innymi kibicami obsługiwanym przez Südtirolmobil autobusem nr 445. Za kurs płacę 3,50 euro, co będzie istotne w dalszej części opowieści. Mój zawodnik przybiega już o 10:40, dzięki czemu zyskuję trochę dodatkowego czasu na realizację mojego dzisiejszego planu. 

A plan jest taki, aby zobaczyć jeden z najbardziej charakterystycznych szczytów Dolomitów. Jeden... a właściwie trzy od razu. Chodzi o Tre Cime di Lavaredo, masyw który znalazł się w logo festiwalu Lavaredo Ultra Trail. Dodawszy otuchy drugiej połowie, ruszam więc na szlak. Początkowo idę tak, jak prowadzi trasa zawodów- ścieżką rowerową w kierunku Lago di Landro (niem. Dürrensee). 

 

ścieżka rowerowa pomiędzy Passo Cimabanche a Lago di Landro

 

 

Jezioro obchodzę od strony zachodniej, a więc inaczej niż biegacze. Dzięki temu mam okazję zobaczyć ustawiony tu pomnik związany z I wojną światową- zamocowane na kamiennym postumencie powyginane, metalowe koło. Zwalczam pokusę pójścia w ślady zgromadzonych nad Lago di Landro plażowiczów i nie wskakuję do seledynowej wody. Zamiast tego skręcam w kierunku doliny nazwanej od płynącej jej dnem rzeki- Vale della Rienza
 
 
 
 
Lago di Landro...

 
 
 
 
...i pomnik ustawiony nad jeziorem.

 
 
 
 
Valle della Rienza

 
 
Dobrze, że rzeka tu jest, bo słońce nieźle przypieka. A im wyżej wchodzę, tym mniej zielono, a bardziej biało się robi- ale nie od śniegu, a od skał, z których dolina jest zbudowana. Po obu stronach doliny wznoszą się potężne, niemal pionowe ściany skalne skutecznie blokujące zasięg telefonu komórkowego. Pomimo surowości terenu, dopatruję się różnych gatunków roślin- jest i powojnik alpejski, i dębik ośmiopłatkowy, i lilia złotogłów, i żółty mak alpejski. 
 
 
 
 
powojnik alpejski

 
 
dębik ośmiopłatkowy

 
 
 
lilia złotogłów

 
 
Co jakiś czas mijają mnie jeszcze nadciagający z naprzeciwka biegacze, w końcu pojawia się jednak obwieszona taśmami wesoła ekipa zamykająca trasę. Teraz spotykam już jedynie niezbyt licznych turystów. Więcej zrobi się ich dopiero, kiedy dotrę do źródeł Rienzy i klasycznej pętli okrążającej Tre Cime di Lavaredo. A skoro o nich mowa, właśnie pojawiły się na chwilę na horyzoncie.
 
 
 
Tre Cime di Lavaredo na horyzoncie

 
 
 
Droga wiedzie cały czas w górę, ale początkowo podejście jest raczej łagodne. Dopiero na końcowym odcinku, kiedy ścieżka zaczyna zygzakować po zboczu, muszę przystawać na chwilę, aby złapać oddech. Co nie jest zbyt uciążliwe, jeśli ma się takie widoki dookoła. 
 
 
 
 
Valle della Rienza

 
 
 
Valle della Rienza

 
 
 
Valle della Rienza

 
 
 
Valle della Rienza- górne partie

 
 
 
Wreszcie wychodzę na rozległą trawiastą polanę upstrzoną plamami kosodrzewiny. Ponad nią widzę trzy charakterystyczne formacje skalne sterczące niczym wafelek wetknięty do kubeczka z lodami sponad hałdy osypującego się z nich pyłu i drobnych kamieni. Oto one- Tre Cime di Lavaredo. Ruch turystyczny, zgodnie z moimi przewidywaniami, od tego miejsca wyraźnie się nasila, a towarzystwo robi się mocno międzynarodowe. Część osób wspina się do schroniska Locatelli, część podąża w kierunku Rifugio Auronzo. Ja wybieram tę drugą opcję, mając nadzieję, że spod schroniska uda mi się złapać transport powrotny do Cortiny z przesiadką nad Lago di Landro.
 
 
 
 
Wychodzę na trawiastą polanę...

 
 
 
...i oto one!

 
 
Zanim jednak dotrę do celu wędrówki, przede mną jeszcze więcej obłędnych widoków. Oraz kusząco wyglądająca Malga Langalm na przełęczy Forcellina. Opieram się pokusie, postanawiając zaspokoić głód i pragnienie w punkcie końcowym. 
 
 
 
 
więcej obłędnych widoków

 
 
 
więcej obłędnych widoków

 
 
 
więcej obłędnych widoków



 
więcej obłędnych widoków

 
 
widoki i maki alpejskie



 
 
ścieżka pomiędzy Col Forcellina a Forcella Col di Mezzo

 
 
 
Do Rifugio Auronzo docieram około piętnastej. Zamawiam lasagne i zimne Dolomiti, po czym staję oko w oko z ogromnym... dinozaurem. A konkretnie allozaurem. Potężny gad stanął tutaj nieprzypadkowo- po pierwsze reklamuje wystawę zorganizowaną przez muzeum Palazzo Corte Metto w Auronzo di Cadore, a po drugie przypomina o tym, że niedaleko, przy szlaku prowadzącym z Rifugio Auronzo do Rifugio Lavaredo, odkryto na początku lat 90. odciśnięte w skale ślady tych prehistorycznych zwierząt.
 
 
 
 
allozaur przy Rifugio Auronzo

 
 
 
ogon allozaura i widoki

 
 
 
widok spod schroniska na Vallon di Lavaredo

 
 
 
Spędzam trochę czasu na tarasie z widokiem na okoliczne szczyty i doliny, a następnie zaczynam interesować się autobusem powrotnym. Według rozkładu podawanego przez aplikację Südtirolmobil, takowy powinien odjechać spod schroniska o 15:53. Kilkanaście minut wcześniej schodzę więc na parking poniżej tarasu, gdzie- rzeczywiście- dostrzegam pojazd linii 444. Mam też jednak wrażenie, że wzięcie udziału w podróży może być problematyczne. Pod drzwiami tłoczy się grupa Japończyków z biletami zarezerwowanymi wcześniej przez Internet, ale nawet oni nie są wpuszczani do środka. Zapytuję zatem grzecznie po włosku czy tym autobusem dojadę do Lago di Landro. I otrzymuję odpowiedź twierdzącą, z zastrzeżeniem że... taka wycieczka (trwająca niecałe pół godziny) kosztuje 18 euro.
- Diciotto euro?!- pieklę się. - Perché così tanto?! 
Perché noi siamo ,,shuttle". - brzmi wyjaśnienie, z którym nie wiem już w jaki sposób mogłabym dyskutować. Chcąc nie chcąc, zgadzam się na tę taryfę, choć przez głowę przebiega mi myśl, że jadę chyba nie do Lago di Landro, a do Lago di Ladro (wł. ladro- złodziej). 
Japończycy dostają również zgodę na zapakowanie się do pojazdu, ruszamy więc i zjeżdżamy w dół serpentynami prowadzącymi w kierunku Misuriny. Potem autobus zakręca w kierunku Dobbiaco, wysadzając po drodze dwie osoby na skrzyżowaniu w Carbonin i jedną (mnie) przy Dürrensee. Za podróż stamtąd do Cortiny (32 min.) płacę 4 euro.
 
W Cortinie czekam na mojego zawodnika. On też widział Tre Cime di Lavaredo. I o wiele, wiele więcej.
 
< następny post
 

Komentarze