Przeoczone Beskidy 2/5. Podwójna Potrójna, Kiczora i Madohora.

kapliczka na szczycie Kiczory


Trasa: Targanice (Nowa Wieś)> Przełęcz Kocierska> Kiczora> Potrójna (Czarny Groń)> Przełęcz Zakocierska> Przełęcz Na Przykrej> Madohora> Leskowiec> Krzeszów> Żurawnica (Kozie Skały)> Przełęcz Carchel> Żmijowa> Zembrzyce

Długość trasy: 29 km Małym Szlakiem Beskidzkim (na czerwono) + 2 km dojścia z Targanic na Przełęcz Kocierską

Czas przejścia (nie licząc popasu w schronisku Leskowiec): 6 h 35 min.


Trasa: Targanice, Nowa Wieś – Zembrzyce | mapa-turystyczna.pl


Od rana leje. Odwlekamy wyjście na szlak, bo prognoza pogody obiecuje poprawę ok. 8:00-9:00 rano. O wpół do dziewiątej stwierdzamy jednak, że dłużej czekać nie można. Zakładamy pokrowce przeciwdeszczowe na plecaki, sami przyoblekamy się w peleryny i wychodzimy na zewnątrz. Aby stwierdzić, że właśnie padać przestało.

Wracamy na Przełęcz Kocierską, skąd kontynuujemy wędrówkę Małym Szlakiem Beskidzkim w kierunku Kiczory (758 m n.p.m.). Pod opisem szczytu po raz kolejny dostrzegamy tajemnicze słowo ,,Emalkent", które okazuje się... nazwą firmy wykonującej tabliczki. Na dorodnym buku zamontowano również kapliczkę z wyrzeźbionym w drewnie Chrystusem Frasobliwym, któremu towarzyszy- co znamienne- Jan Paweł II. Cały Beskid Mały bije zresztą rekordy pod względem ilości symboli religijnych widocznych na szlakach, ale nie wynika to chyba jedynie z bliskości Wadowic.


odblaskowy (sic!) krzyż pomiędzy Kiczorą a Potrójną

Następnie pniemy się na Potrójną (883 m n.p.m.), gdzie drogowskazy próbują nas skusić hasłami ,,herbata", ,,kawa" i ,,zupa" do zejścia do Chatki na Potrójnej. Stwierdzając, że trochę za wcześnie na postój, napieramy dalej. Niecały kilometr dalej chce nas złamać jeszcze studencka Chatka pod Potrójną- tutaj do kawy i herbaty dochodzi jeszcze wymalowane na pniach drzew ,,piwo"...

Nieczuli na te pokusy, docieramy do górnej stacji wyciągu narciarskiego Czarny Groń. Tutaj zaczyna się rezerwat przyrody Madohora, chroniący nie tylko drzewostan, ale również wychodnie piaskowców oraz zlepieńców, występujące na zboczach- nomen omen- Łamanej Skały (929 m n.p.m.). Tabliczka zamocowana przy wejściu do rezerwatu ostrzega sugestywną grafiką (człowieczek obrywający gałęzią w głowę) przed ,,złomami i wywrotami".


w rezerwacie Madohora

Po kilku kolejnych kilometrach wędrówki dochodzimy do... Potrójnej. Ta ma jednak tylko 847 m n.p.m., a w jej pobliżu nie widać żadnej chatki, więc chyba nie kręcimy się w kółko. Tak czy owak, przyda nam się chwila odpoczynku w schronisku Leskowiec (około 800 m poniżej szczytu Leskowca- 922 m n.p.m.). Skupieni na cieście z borówkami i pieczątkach, omal nie zostawiamy przy barze kijków trekkingowych. Ale w porę się wracamy.


ciasto z borówkami powodujące krótkotrwałą amnezję

Droga opada teraz w dół, do Krzeszowa


kapliczka z 1861 r. przed Krzeszowem

Po krótkim odcinku bitumicznym następuje jednak znów podejście, tym razem na Żurawnicę (727 m n.p.m.), a właściwie w okolice jej szczytu, do grupy Kozich Skał


Kozie Skały na zboczu Żurawnicy

Przed Przełęczą Carchel mijamy dziewczyny, które spotkaliśmy już wczoraj. Chyba nie tylko my wpadliśmy na pomysł pokonania MSB w trakcie tegorocznej majówki. 


kapliczka na Przełęczy Carchel

Spoglądamy na zegarek i zaczynamy przeprowadzać obliczenia. Nasz pierwotny plan zakładał, że dotrzemy dzisiaj aż na Chełm, skąd niebieskim szlakiem zejdziemy do Stryszowa na nocleg. Robi się jednak późno, a ponieważ mamy niedzielę (co prawda handlową), sklepy spożywcze na mecie nie będą czynne w nieskończoność. Postanawiamy wdrożyć plan ,,B", czyli dojść do Zembrzyc, a stamtąd podjechać do Stryszowa pociągiem. Jutro rano wrócimy również koleją do Zembrzyc i nadrobimy stracone kilometry.

Zobligowani rozkładem kursowania pociągów (a właściwie: autobusowej komunikacji zastępczej), przyśpieszamy na tyle, że w Zembrzycach meldujemy się niemal godzinę przed czasem. Odnajdujemy właściwy przystanek, po czym zajmujemy się opalaniem (po deszczowym poranku nastał całkiem słoneczny dzień). Czarny autobus z karteczką ,,PKP, Kalwaria Zebrzydowska/Lanckorona" nadjeżdża punktualnie o 16:43... mija zatoczkę w pełnym pędzie i jedzie dalej. Kierowca, widząc jednak w lusterku nasze osłupiałe miny, zatrzymuje się gwałtownie i cofa. Przepraszam, zagalopowaliśmy się trochę- przyznaje. - Napędziliśmy troszeczkę stracha?

Troszkę tak, ale najważniejsze że plan ,,B" jednak wypalił. W Stryszowie spokojnie udaje nam się uzupełnić zapasy spożywcze, a nawet zostaje trochę czasu, żeby zrelaksować się nad tutejszymi stawami...



Komentarze