Chana masala i sadzenie lasu czyli Górska Kamiennogórska (KDB on tour)



Trasa: Czarnów, stacja narciarska> (bez znaków, w górę stoku narciarskiego) Przełęcz pod Wilkowyją> (czerwonym szlakiem) Rozdroże pod Bobrzakiem> (żółtym szlakiem) Przełęcz Kowarska (PK1*, 7 km)> (początkowo żółtym szlakiem, potem bez znaków) Kowary, kopalnia ,,Liczyrzepa"> (bez znaków) Kowary, kopalnia ,,Podgórze"> Żółta Droga (PK2, rozejście tras, 12 km)> Dolina Maliny> (żółtym szlakiem) Budniki (PK3, 19 km)> (zielonym szlakiem, tzw. Tabaczaną Ścieżką) Szeroki Most> (czarnym szlakiem) Sowia Dolina> Sowia Przełęcz> (niebieskim szlakiem) Skalny Stół> (żółtym szlakiem) Budniki (PK4, 27 km)> (zielonym szlakiem, tzw. Tabaczaną Ścieżką) Przełęcz Okraj> (żółtym szlakiem) Rozdroże pod Sulicą> (bez znaków) Sulica> (bez znaków do szosy, potem zielonym szlakiem) Rozdroże Kowarskie (PK5, rozejście tras, PŻ**, sadzenie lasu, 35 km)> (czerwonym szlakiem) Klatka, potok> (początkowo czerwonym szlakiem, potem bez znaków) skrzyżowanie ze szlakiem żółtym> (bez znaków) skrzyżowanie ze szlakiem niebieskim> skrzyżowanie ze szlakiem czerwonym> Niedamirów, pod Kopiną (PK6, 45 km)> (początkowo szlakiem niebieskim, potem bez znaków, potem szlakiem czerwonym) Dolina Srebrnika> (czerwonym szlakiem) Srebrny Potok> (początkowo żółtym szlakiem, potem bez znaków) skrzyżowanie ze szlakiem czerwonym> (początkowo czerwonym szlakiem, potem bez znaków) Klatka, potok> (bez znaków) skrzyżowanie ze szlakiem zielonym> (początkowo bez znaków, potem szlakiem zielonym) Paczyn, skrzyżowanie> (początkowo niebieskim szlakiem, potem bez znaków) Nowa Białka (PK7, 62 km)> (bez znaków) skrzyżowanie ze szlakiem czerwonym> (czerwonym szlakiem) Szarocin> (początkowo czerwonym szlakiem, potem bez znaków) skrzyżowanie ze szlakiem niebieskim> (bez znaków, w dół stoku narciarskiego) Czarnów, stacja narciarska

*PK- punkt kontrolny

**PŻ- punkt żywieniowy

Długość trasy: 67,5 km

Czas przejścia: 15 h 40 min.


Nagrana trasa: Górska Kamiennogórska | mapa-turystyczna.pl


Czarnów to niewielka wieś w gminie Kamienna Góra, w Rudawach Janowickich. W północnej części miejscowości, w pobliżu sąsiednich Rędzin, działa od I poł. XX w. kopalnia dolomitu. Jednak już w I poł. XIX w. wydobywano w Czarnowie m.in. rudy arsenu i miedzi, a ze złoża rudy arsenowej uzyskiwano w późniejszym okresie również złoto. Część zachowanych budynków kolonii górniczej pełni dziś funkcję domów letniskowych. Brak tu natomiast jakiegokolwiek zaplecza handlowo- gastronomicznego (jeśli nie liczyć sezonowego baru działającego przy kameralnej stacji narciarskiej), a pośród otaczających miejscowość szczytów (Skalnik, Ostra Mała, Bobrzak, Wilkowyja, Szubieniczna) gubi się zasięg telefonii komórkowej. Odcięcie od świata jako atut potraktował ruch Hare Kryszna, który w latach 80. XX w. stworzył tutaj (w ukryciu przed władzami PRL) gospodarstwo ekologiczne oraz pierwszą w Polsce świątynię hinduistyczną. Wielokulturowość lokalnej społeczności potwierdzają znaczniki, które pojawiają się na mapach Google po przybliżeniu Czarnowa: Kamień Szczęścia, Shiva Temple, Pomnik Świętowida... I tę właśnie urokliwą, zagubioną w górach wioskę, w której w nocy można obserwować niezanieczyszczone światłem rozgwieżdżone niebo, postanowili pokazać nam organizatorzy Górskiej Kamiennogórskiej. W Czarnowie zlokalizowana jest baza trzeciej edycji imprezy.

W piątek trzynastego szczęśliwie lądujemy na stacji Janowice Wielkie, skąd udajemy się (w ramach rozgrzewki) na 10- kilometrową wędrówkę do Czarnowa przez Zamek Bolczów, Polanę Mniszkowską, Wołek i Rozdroże pod Bielcem. Towarzyszą nam K. i A., którzy po lutowej Sudeckiej Żylecie zapowiadali chęć uczestnictwa w mniej zimowej wyrypie. W pobliskich Pisarzowicach nocleg znaleźli również M. i M., namawiając w dodatku na udział w Górskiej Kamiennogórskiej jeszcze dwie kolejne osoby. Jak na październik jest bardzo ciepło, ale spośród zieleni wybijają się jesienne żółcie i rudości. Słowem: bajka. 


jesienny zamek Bolczów


na szczycie Wołka

Prognoza na sobotę jest za to niepewna: w dzień nawet do dwudziestu stopni, ale w nocy nagły i znaczny spadek temperatury. Niby słonecznie, ale jednak może padać. Wygląda na to, że trzeba spakować do plecaków wszystkie możliwe warianty ubioru.

W sobotę wstajemy jeszcze przed świtem, aby na czas stawić się przy stacji Czarnów Ski. Odbieramy pakiety startowe, w których odnajdujemy ciepłe skarpety z logo Górskiej Kamiennogórskiej, pamiątkowe przypinki, naturalne batony proteinowe oraz bony rabatowe. Są tam też karty startowe, na których będziemy zbierać potwierdzenia z odwiedzin na punktach kontrolnych. Karty startowe połączone są z mapą trasy w skali 1:35000, na korzystanie z której organizatorzy kładli duży nacisk, strasząc niedokładnością śladu GPS oraz brakiem zasięgu. Na wszelki wypadek wgraliśmy jednak track do zegarka i- jak się okaże- była to bardzo dobra decyzja. Skala mapy nie jest bowiem wystarczająca, aby można było poradzić sobie z wyborem odpowiedniej drogi na odcinkach poprowadzonych poza szlakami turystycznymi. Zwłaszcza w drugiej części trasy, po ciemku. Ślad GPS, choć rzeczywiście chciałby prowadzić czasami równolegle do drogi przez krzaki jeżyn, to jednak zawsze podpowiada dobry kierunek.

O 7:00 startujemy. Za naszymi plecami wschodzące słońce maluje niebo na różowo, a przed nami, nad lasem, pojawia się łuk tęczy. Piękny początek. Nawet jeśli zaczynamy od stromego podejścia po stoku narciarskim... 



Zbita grupa uczestników momentalnie się rozciąga, a my momentalnie gubimy resztę ekipy. Tymczasem wyłapujemy w tłumie Monikę i Mariusza, naszych towarzyszy ze Śnieżnickich Setek. Razem podążamy w kierunku Rozdroża pod Bobrzakiem i dalej ku Przełęczy Kowarskiej. To jeden z nielicznych znanych nam (z Przejścia Dookoła Kotliny Jeleniogórskiej) fragmentów trasy.

Na Przełęczy Kowarskiej oprócz krzyża pokutnego z XIV-XVI w. znajduje się pierwszy punkt kontrolny. Można tu uzupełnić wodę- więcej atrakcji gastronomicznych nie przewidziano. Spodziewaliśmy się tego zresztą, czytając w regulaminie o jednym (słownie: jednym) punkcie żywieniowym.


krzyż pokutny na Przełęczy Kowarskiej

Ruszamy zatem dalej, początkowo żółtym szlakiem, a potem nieoznaczoną drogą, która doprowadza nas do udostępnionych do zwiedzania dawnych sztolni uranowych ,,Liczyrzepa" w Kowarach. Dzisiaj nie mamy czasu na zwiedzanie, mkniemy więc dalej ku konkurującej turystycznie z ,,Liczyrzepą" kopalni ,,Podgórze". Wyeksponowane przed sztolniami żółte wagoniki kolejki oraz pordzewiały leżak budzą w nas wspomnienia z pewnego deszczowego, majowego dnia...

Tymczasem wspinamy się ku tzw. ,,Żółtej Drodze", na której przycupnął drugi punkt kontrolny, oferujący oprócz wody i herbaty również niespodziewane daktyle oraz orzechy brazylijskie. To jednocześnie pierwsze rozejście tras- tutaj można się zdecydować na wariant najkrótszy, 33- kilometrowy. Prawie wszyscy wokół proszą jednak o naklejenie na numer startowy wściekłopomarańczowej kropki, oznaczającej wolę dalszej wędrówki.

Oklejeni jaskrawymi kropkami wędrujemy w stronę nieistniejącej osady Budniki. Pierwsze ziemianki, które z czasem zamieniły się w drewniane domy, założyła tutaj w I poł. XVII w. ludność uciekająca z Kowar i Karpacza przed wojskami plądrującymi okolice w trakcie wojny trzydziestoletniej. Z czasem osadnicy zaczęli zajmować się pasterstwem, wyrobem serów, pracami leśnymi, a także... przemytem (od II poł. XVIII w.). Drogą, którą szmuglowano tytoń z Austrii na Śląsk, prowadzi dzisiaj zielony szlak, zwany również Tabaczaną Ścieżką. Budniki wyludniły się po II wojnie światowej, jednak do ostatecznego końca osady przyczyniło się rozpoczęte na tym terenie w 1950 r. poszukiwanie uranu. Rudy nie znaleziono wiele, ale po zamknięciu kopalni zabudowania oraz prowadząca do nich droga obróciły się w ruinę, w czym ,,pomogli" szabrownicy. Przy szlaku ustawiono tablice pomagające zidentyfikować pozostałości dawnych budynków: domów, schronisk, szkoły, naleśnikarni czy elektrowni wiatrowej. Co ciekawe, Budniki zlokalizowane były w specyficznym miejscu, do którego przez 113 dni w roku nie dochodziło słońce, schowane za Kowarskim Grzbietem. W związku z tym pod koniec listopada obchodzono w osadzie jego pożegnanie, a w połowie marca- powitanie. Tradycję tę postanowiło wskrzesić stowarzyszenie miłośników osady. W tym roku pożegnanie słońca w Budnikach odbędzie się 25.11.

Dla nas Budniki oznaczają kolejny punkt kontrolny (woda, herbata, orzechy i daktyle), a także początek najbardziej malowniczego odcinka trasy- Tabaczaną Ścieżką do Szerokiego Mostu i dalej wzdłuż Płomnicy (dopływu Łomniczki) na Sowią Przełęcz oraz Skalny Stół (1284 m n.p.m.). ,,Najbardziej malowniczy" nie równa się jednak słowu ,,najłatwiejszy". Wręcz przeciwnie. 


widoczna w oddali Śnieżka pozwala oszacować jak wysoko będziemy musieli się wdrapać


Ścieżka przeplatająca się z tworzącym niewielkie kaskady potokiem pnie się coraz bardziej stromo pod górę. A z góry schodzą ludzie w czapkach i rękawiczkach... Zaczynamy ich rozumieć, kiedy wdrapujemy się na odsłonięty grzbiet, porośnięty jedynie porudziałymi jagodzinami. Podmuchy wiatru zdają się za to nie robić wrażenia na przyczajonym na Skalnym Stole wyrypowym fotografie (Daniel Koszela Photography), który nie pierwszy i nie ostatni raz dopada nas na trasie. Był na starcie, będzie na mecie... mamy wrażenie, że opanował technikę bilokacji. Albo nawet trilokacji.

Schodzimy w dół żółtym szlakiem, aby domknąć pętelkę wyrysowaną na mapie Górskiej Kamiennogórskiej. Tymczasem wokół nas zaczyna gęstnieć mgła. Robi się też jakoś dziwnie ciemno, kontrolujemy więc zegarki. Ale to jeszcze nie osiemnasta, tylko trzynasta. Patrzymy pod nogi, bo na szlaku roi się od zdradzieckich korzeni i kamieni. W tym skupieniu zaskakuje nas jednoosobowy mobilny punkt kontrolny nr 4, który krzyczy: ,,bileciki do kontroli". Dotarliśmy znów do Budnik, skąd będziemy się teraz wspinać na Przełęcz Okraj. 

Za wiatą stojącą przy rozejściu szlaków zaczyna trochę kropić. Ale nic to, może przejdzie, tak jak mżawka z poranka. Wchodzimy wyżej i wyżej, a deszcz raczej nie słabnie. Poddajemy się w końcu, sięgając do plecaków po peleryny. Właściwe mogliśmy to zrobić wcześniej, bo już zdążyliśmy się lekko przemoczyć. Współczujemy w duchu mobilnemu punktowi kontrolnemu nr 4, a sami postanawiamy zrobić popas grzewczo- osuszająco- pokrzepiający w schronisku na przełęczy.

W bufecie, zmanipulowani przez starszą panią stojącą za barem, zamawiamy coś innego niż pierwotnie planowaliśmy. Potem połowa z nas dostaje jeszcze burę za ociąganie się przy odbiorze grzańca (,,ja tu krzyczę, a tam sobie siedzą hrabiny!"). Mimo wszystko postój połączony z uzupełnianiem kalorii (szarlotka!) uznajemy (my, hrabiny) za udany. Monika i Mariusz zastanawiają się czy na kolejnym rozejściu (które już za 5 km) nie wybrać trasy średniej (49 km), ale póki co wędrujemy razem na niepozorny szczyt Sulicy (946 m n.p.m.). 

Schodzimy na Rozdroże Kowarskie mijając podejrzanie dużo aut marki Subaru. Punkt kontrolny nr 5 wita nas słońcem oraz miską chana masala, wegańskiego dania z ciecierzycy. No i pada pytanie: trasa średnia czy długa? Długa!- odpowiadamy czteroosobowym chórem, co skutkuje naklejeniem na nasze numery kropek w pełnym optymizmu kolorze czarnym. Ale zanim ruszymy na trasę długą, będziemy sadzić las. Ta atrakcja to znak rozpoznawczy Górskiej Kamiennogórskiej, nie zamierzamy więc z niej rezygnować. Podążamy za zielonymi flagami, prowadzącymi na gotowe do obsadzenia zbocze. Czekają tam leśnicy z sadzonkami i motykami, czeka też oczywiście fotograf. A przy okazji, ponieważ miejsce jest (póki co) bezleśne, roztaczają się z niego zacne widoki.


widoki towarzyszące sadzeniu lasu


sadzenie lasu

Posadziwszy po iglaku, dzwonimy do K. i A. Są kilka kilometrów za nami i podjęli decyzję o wyborze trasy średniej. Powinni dotrzeć do mety wcześniej niż my, w związku z tym oddajemy w ręce obsługi punktu klucze do naszej kwatery w Czarnowie, prosząc o wydanie ich tylko i wyłącznie osobom, które podadzą tajne hasło...

A my kierujemy się na południe, na zupełnie nieznane nam tereny. Jest raz z górki, raz pod górkę. Miejscami widokowo. 


widok w kierunku Zalewu Bukówka


widok jesienny



Tak docieramy do szóstego punktu kontrolnego w okolicach Niedamirowa, gdzie czekają batony naturalne, orzechy, daktyle, woda oraz herbata. Tu zawijamy znów na północ, aby dotrzeć do Doliny Srebrnika. Idąc cały czas wzdłuż wody, dotarlibyśmy do ruin wapiennika, schroniska Srebrny Potok i Jarkowic. Ale track każe nam odbić na żółty szlak trawersujący Białą Górę. Powoli zaczyna się robić szaro, sięgamy więc po czołówki. Zgodnie z zapowiedziami spada też temperatura, ubieramy się zatem we wszystko, co zabraliśmy ze sobą.

Przecinamy drogę wojewódzką 369, zamykając tym samym kolejną pętelkę na mapie. Przed nami nawigacyjne zagwozdki, o których wspominał e-mail organizacyjny: niewidoczna ścieżka przy przewróconym paśniku oraz przejście przez wygrodzone (na szczęście nie elektrycznym pastuchem) pole. Potem nie rozpieszczający żadnymi ciepłymi herbatami ostatni punkt kontrolny w Nowej Białce i podejście po południowym zboczu Łysuni (678 m n.p.m.). Na wykresie wysokości wyglądało niegroźnie, przynajmniej w porównaniu ze Skalnym Stołem, ale w rzeczywistości piętrzy się w nieskończoność.

Wreszcie schodzimy do Szarocina. Mijamy oświetlony nocną iluminacją XVII- wieczny pałac (obecnie mieszczący siedzibę Domu Pomocy Społecznej). Przechodzimy przez szosę. Przed nami ostatnie podejście na trasie, czyli grzbiet Liściastej (755 m n.p.m.). Jak wiemy z doświadczenia, ostatnie podejścia na trasie są zazwyczaj najgorsze i Liściasta nie jest tutaj wyjątkiem. Dystans do pokonania teoretycznie zmalał już do niespełna kilometra, ale wokół wciąż widać tylko ciemny las. Tak bardzo Liściasta jest liściasta. A Czarnów taki czarny... W końcu ponad powalonym drzewem, przez które próbujemy się przedostać, dostrzegamy jakieś światła. Przedzieramy się na otwartą przestrzeń, która okazuje się stokiem narciarskim. W niewielkim oddaleniu widać flagi z napisem ,,meta", przy których czyha nie kto inny, tylko Daniel Koszela z aparatem. A przed samą metą doganiamy jeszcze M. i M., kończących trasę średnią. 

Teraz pozostały już tylko miłe rzeczy: odbiór dyplomów (i gruszek), konsumowanie zwiezionego z punktu nr 5 ryżu z chana masala (to nic, że letnie) oraz grzanie się przy ognisku. A w niedzielę 10- kilometrowy spacer z Czarnowa do Janowic Wielkich na pociąg, idealny na zakwasy...

< następny post

poprzedni post >

Komentarze