Magia czerwonej kropki- epilog.

rynek w Sanoku


Stojąc na przystanku autobusowym w Ustrzykach Górnych, zazdrościmy trochę tym, którzy z plecakami i kijami trekkingowymi ruszają właśnie na szlaki. Zwłaszcza, że pogoda dziś na wędrowanie idealna, okoliczne szczyty widać jak na dłoni... Niby mamy w nogach ponad pięćset kilometrów, a jeszcze nam mało. 

Wsiadamy jednak do PKS-u, który przez bieszczadzkie wioski i miasteczka wiezie nas do Sanoka. Po drodze dowiadujemy się od współpasażerów, że koronawirus nie istnieje, a cukrzycę, astmę oraz raka można wyleczyć z pomocą muchomora czerwonego lub wrotyczu pospolitego (tu jeden głos odzywa się: czy on nie jest trujący...?).

Gdy poprzednim razem byliśmy w Sanoku, na dworcu autobusowym trwały roboty budowlane. Teraz jest okazja zobaczyć co wyłoniło się spod rusztowań, a widok to całkiem przyjemny dla oka.


nowy dworzec autobusowy w Sanoku


Mamy trochę czasu do przesiadki, ruszamy zatem do centrum zakosztować lokalnych atrakcji. Na początek kierujemy się ku Zamkowi Królewskiemu, gdzie mieści się Muzeum Historyczne, a w nim ekspozycja prac Zdzisława Beksińskiego


Zamek Królewski oraz widok z jego murów na Góry Sanocko-Turczańskie


W cenie biletu przysługuje nam wstęp na wszystkie wystawy stałe muzeum, a więc zanim dotrzemy do najbardziej interesującej nas części, zobaczymy: broń wykopaną w okolicach Chryszczatej, baśniowe stwory ze szczotek i nożyczek, kły mamuta, ikony, a także wyposażenie zebrane z podkarpackich cerkwi (również tych, które mieliśmy okazję zobaczyć podczas wędrówki GSB).


przekrój przez zbiory Muzeum Historycznego w Sanoku


Wreszcie dochodzimy do sal wypełnionych niepokojącymi przestrzeniami utkanymi z kości, pajęczyn, skał poprzecinanych żyłkami, żółtego kurzu oraz dymu podświetlonego łuną. Malarstwo Beksińskiego oglądane w oryginalnych, dużych formatach robi naprawdę niesamowite wrażenie. Oprócz olbrzymiej kolekcji prac artysty, mamy okazję zobaczyć także jego warszawską pracownię, odtworzoną łącznie z detalami takimi jak zbiory kaset magnetofonowych czy ulotki pizzerii.

À propos jedzenia- po doznaniach kulturalnych idziemy na proziaki. 

***

6. października 2020 r.

Miesiąc później, po pomyślnej weryfikacji naszych książeczek GOT przez Centralny Ośrodek Turystyki Górskiej PTTK w Krakowie, możemy przypiąć do plecaków diamentowe odznaki Głównego Szlaku Beskidzkiego. Możemy też śledzić znaczniki trackerów GPS Angeliki Szczepaniak i Rafała Kota, bijących na GSB rekordy prędkości (odpowiednio: 139 h i 22 min. oraz 107 h i 19 min.).  Ale czy warto się tak śpieszyć? Czy nie lepiej spędzić na szlaku 17 dni, nacieszyć się górami, zobaczyć je w świetle słonecznym? Po prostu wyruszyć i pozwolić działać magii czerwonej kropki...?



Komentarze

  1. W Sanoku spędziłam kilka dni w lipcu, bardzo ładne miasto, a najbardziej tęsknię za skansenem ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My do skansenu jeszcze nie dotarliśmy... ale w końcu dotrzemy :) Do Sanoka miło się wraca :)

      Usuń

Prześlij komentarz