Beskid Wielkanocny 1/5. Tarnów, Biecz, Gorlice.

wielkanocne jajo na tarnowskim rynku


T A R N Ó W

Wrocław ma krasnale, Gniezno- króliki, Kraków- smoki, Gdańsk- lwy, Jelenia Góra- jelenie, Krynica Morska- dziki, Nowy Targ- owce, Kołobrzeg- mewy, a Tarnów... maszkarony. Na ulicach tutejszej starówki pojawiły się zaledwie kilka dni temu, a ich szlak nie został jeszcze nawet oficjalnie otwarty. Mamy więc szansę niejako przedpremierowo odszukać czternaście rzeźb nawiązujących do stylizowanych głów wieńczących ceglaną attykę tarnowskiego ratusza. Za stworzenie każdego z maszkaronów odpowiedzialny jest inny lokalny artysta, dzięki czemu poszczególne postacie zachowują swój indywidualny charakter.

Idąc z dworca w stronę rynku ulicą Krakowską, natykamy się najpierw na maszkarona-czytelnika, siedzącego na murku pod witryną sklepową, niedaleko wejścia do miejskiej biblioteki. Kilkadziesiąt metrów dalej na otwarcie Café Tramwaj czeka maszkaron ciągnący za sobą walizkę. Nazwa kawiarni oraz mieszczący ją pojazd nie są przypadkowe. Zaparkowany przy placu Sobieskiego czerwony wagonik to wierna replika oryginalnej tarnowskiej ,,biedronki" kursującej po mieście w latach 1911-1942. 


maszkaron Zaczytany


maszkaron Przybysz przy Cafe Tramwaj

Skręcając w ulicę Wałową, odnajdziemy Trefinisia wylegującego się w cieniu pomnika króla Władysława Łokietka, za którego panowania wydany został  akt lokacyjny Tarnowa. Po donicy z roślinnością jeździ na deskorolce Maszkaron Młodych, a bastei zrekonstruowanej z pozostałości XVI- wiecznych murów miejskich pilnuje poważny Strażnik Tożsamości. Basteja zwana jest także półbasztą- żeby dowiedzieć się dlaczego, trzeba do niej zajrzeć od południowej strony. Co ciekawe, jeszcze kilka lat temu wieża obronna nie była widoczna od ulicy Wałowej- odsłonięto ją w 2018 r., wyburzając kamienicę znajdującą się pod numerem 25.


figurki z Wałowej: Trefniś i Maszkaron Młodych


figurki z Wałowej: Strażnik Tożsamości z widocznym nazwiskiem autorki; w tle zrekonstruowana XVI- wieczna basteja

Oprócz maszkaronów w okolicy spotykamy jeszcze kilka poważniejszych postaci. Przy skręcie w Rybną o ścianę kamienicy opiera się urodzony w Tarnowie Roman Brandstaetter, a na klombie przysiedli obok siebie: Agnieszka Osiecka, Zbigniew Herbert i Jan Brzechwa. Oraz Kaczka Dziwaczka.


poeci z Wałowej

Wpadamy na śniadanie do kawiarni Sofa. Na miejscu jest akurat właściciel, który dogląda interesu i zagaduje każdego z gości, a widząc nasze plecaki od razu zaczyna polecać atrakcje okolicy. Z Pogórza Ciężkowickiego płynnie przechodzi do słowackiego Bardejova, a następnie ociera się o Krynicę. Kiedy dojeżdżamy do Szczawnicy w Pieninach, zaczynamy pomału sugerować, że na zwiedzanie mamy przewidziane tylko kilka dni...


śniadaniowa tarta z pistacjami i awokado w kawiarni Sofa

A póki co skupiamy się na Tarnowie. Po wyjściu z kawiarni skręcamy tam, gdzie fajką wskazuje Roman Brandstaetter, dzięki czemu docieramy do Skweru Starej Synagogi. Bożnica stała w tym miejscu do II wojny światowej, kiedy to została zniszczona przez hitlerowców. Ocalała z niej jednak ceglana bima- centralny punkt świątyni, czyli podwyższenie z którego odczytywano Torę. 


bima Starej Synagogi

Na pobliskim murze zawieszono tablice opisujące historię tarnowskich Żydów. Pod koniec zeszłego roku na ślepej ścianie jednej z kamienic obramowujących skwer zamontowano również ,,drzewo" ze stali cortenowskiej mające upamiętniać tarnowian uhonorowanych przez Instytut Yad Vashem tytułem Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata. Docelowo konstrukcja ma być porośnięta  bluszczem i opatrzona tabliczkami z nazwiskami osób ratujących Żydów w czasie okupacji. Na razie z nowej instalacji najbardziej zadowolone są chyba jednak miejscowe gołębie...


Drzewo Sprawiedliwych na Skwerze Starej Synagogi

Klimatyczna uliczka Żydowska doprowadza nas do przyozdobionego świątecznie rynku. Centralnym punktem placu jest pierwotnie gotycki, przebudowany w stylu renesansowym ratusz w kolorze sernika, zwieńczony nietynkowaną attyką z wspomnianymi maszkaronami. Ze zbliżonej do prostopadłościanu bryły wyrasta nietypowa cylindryczna wieża, z której dawniej wypatrywano ewentualnych pożarów. 


ratusz na rynku w Tarnowie

Spośród pastelowej zabudowy otaczającej rynek wyróżniają się wysunięte z północnej pierzei renesansowe kamienice podcieniowe. Wokół można dostrzec jednak elementy architektury z różnych okresów od XVI do XIX w., bo życie to rozwój, jak krzyczy (co prawda nieco zatarty) mural na bocznej ścianie budynku pod numerem ,,6". 


rynek w Tarnowie- w tle po lewej renesansowe kamienice podcieniowe


rynek w Tarnowie- renesansowe kamienice podcieniowe


,,Życie to rozwój"- mural na bocznej ścianie kamienicy nr 6

widziana z rynku ulica Krótka



Wielkimi Schodami schodzimy w stronę placu nazwanego imieniem pochodzącego z Tarnowa Józefa Bema. Na jednej z pobliskich kamienic wisi tablica informująca o miejscu urodzenia generała. Jako że Bem przysłużył się jako dowódca nie tylko wojsk polskich, ale i węgierskich, napis wykonano również w języku naszych bratanków. Inny symbol przyjaźni dwóch narodów mijaliśmy już w drodze z dworca na starówkę- to podarowana miastu Tarnów przez Węgrów tradycyjna dębowa brama seklerska. Seklerska, czyli wykonana przez Seklerów- węgierskojęzycznych górali z Siedmiogrodu (dzisiejsza Rumunia). Brama pozbawiona jest wrót, co symbolizuje otwartość i gościnność, a jej zdobienia w wypadku tego egzemplarza odwołują się do postaci Józefa Bema oraz jego adiutanta,  poległego w bitwie pod Segesvárem poety Sándora Petöfiego.



brama seklerska w Tarnowie


Na placu w sąsiedztwie którego urodził się generał Bem, działa od XIX w. miejskie targowisko zwane Burkiem. Podobno było to ulubione miejsce przedwojennego kataryniarza, dlatego ustawiono tu jego pomnik.


Pomnik Kataryniarza na Burku


Powoli kończymy nasz niespełna trzygodzinny spacer po Tarnowie. Słyszeliśmy, że warto zajrzeć jeszcze do Muzeum Etnograficznego prezentującego stałą wystawę poświęconą kulturze romskiej, ale dziś akurat placówka jest nieczynna. Nie zdążymy też już raczej zobaczyć Muzeum Diecezjalnego, prezentującego zbiory małopolskiej sztuki gotyckiej, a zlokalizowanego w jednych z najstarszych zachowanych budynków miasta, w zaułku przy katedrze. W dzisiejszym planie zwiedzania mamy jednak upchane jeszcze dwie ciekawe miejscowości...


Plac Katedralny z budynkami mieszczącymi Muzeum Diecezjalne


B I E C Z

Do Biecza dojeżdżamy z Tarnowa w około godzinę leciwym szynobusem o wdzięcznej nazwie ,,Żuczek". Wysiadłszy na niewielkiej stacji kolejowej, nie możemy uwierzyć, że dotarliśmy do miejscowości, która do połowy XVI w. była jednym z największych miast Polski. Oczywiście jak na ówczesne realia- liczyła bowiem około 3000 mieszkańców. Dziś ma ich nieco ponad tysiąc więcej, a o dawnej świetności świadczą jedynie zachowane zabytki oraz reklamujące Biecz hasła: ,,mały Kraków" czy ,,polskie Carcassonne".

W średniowieczu Biecz stanowił ważny ośrodek gospodarczy (dzięki położeniu na przecięciu szlaków handlowych), strategiczny (dzięki lokalizacji blisko granicy państwa), administracyjny i sądowniczy.  Bywali tu królowie. Miasto mogło się pochwalić trzema zamkami oraz siedmioma kościołami, a tutejszego kata wypożyczały nawet Tarnów czy Rzeszów. Kres złotym czasom przyniosły jednak klęski naturalne, zarazy, potop szwedzki, spadek znaczenia handlu winem, a w końcu- rozbiór Polski.

W około kwadrans dochodzimy z dworca do rynku. Tutaj nieco rozczarowuje nas fakt użytkowania jego płyty w charakterze parkingu. Musimy się trochę nagimnastykować, żeby zrobić przyzwoite zdjęcie ratusza z charakterystyczną wieżą ozdobioną sgraffito imitującym boniowanie. Zbliżająca się do 60 m wysokość wieży od razu natomiast prowokuje połowę z nas (tę bez lęku wysokości) do zadania pytania: czy można wejść na górę? 


usiłujemy zrobić zdjęcie ratusza...


Pytanie kierujemy do przypadkowego bieczanina wychodzącego z ratusza, a w odpowiedzi dowiadujemy się, że: a) obecnie urzędującego premiera należałoby zamknąć w zakładzie karnym, b) o wieżę trzeba zapytać panią w ratuszu. Pani w ratuszu powstrzymuje się od kompulsywnego wyrażania swoich poglądów politycznych i informuje nas, że bilet uprawniający do wejścia na wieżę można zakupić w Muzeum Ziemi Bieckiej zlokalizowanym w tak zwanym ,,domu z basztą". 

Baszty stanowiące część systemu obronnego dawnych murów miejskich zachowały się w Bieczu trzy: Kowalska, Rajcowska (Radziecka) oraz Rzeźnicka. Ta ostatnia pełni funkcję dzwonnicy przy kolegiacie Bożego Ciała. Tę pierwszą można zwiedzać, ale tylko w sezonie. Nas interesuje Baszta Rajcowska, przylegająca do kamienicy Barianów- Rokickich, mieszczącej ekspozycję muzealną. 


Baszta Kowalska


baszta z domem (dom z basztą)



Młoda i energiczna załoga obiektu zajmuje się nami po mistrzowsku. Nie dość, że od razu prowadzi na wieżę, to jeszcze zachęca do obejrzenia wystawy w domu z basztą, której zwiedzanie w piątki jest- jak się okazuje- darmowe. Po podziwianiu Biecza z lotu ptaka przechodzimy więc płynnie do poznawania historii lokalnego aptekarstwa oraz miejscowych tradycji muzycznych. 


widok na Biecz z wieży ratusza


ekspozycja w Muzeum Ziemi Bieckiej



Na koniec otrzymujemy wskazówki co do dalszego zwiedzania Biecza. Ponieważ trwa akurat wielkopiątkowe czuwanie przy grobie Chrystusa, otwarta jest gotycka kolegiata z imponującymi sklepieniami krzyżowo- żebrowymi, sieciowymi i gwiaździstymi- surowymi w nawach, a bogato zdobionymi kolorowymi polichromiami Włodzimierza Tetmajera w prezbiterium. 


wnętrze kolegiaty Bożego Ciała


Kromerówce (domu rodzinnym zasłużonego dla miasta renesansowego humanisty) prezentowana jest wystawa czasowa prezentująca średniowieczne przedmioty odkryte podczas wykopalisk w Czermnie w woj. lubelskim. Możemy też zajrzeć do dawnej synagogi, mieszczącej dziś miejską bibliotekę i obejrzeć wystawę poświęconą społeczności żydowskiej Biecza.

A na koniec zostaje nam jeszcze jedna atrakcja- obowiązkowe zdjęcie z bieckim katem.



pomnik kata pod ratuszem w Bieczu



G O R L I C E

Z Biecza do Gorlic kursują regularnie lokalne busy. Zabieramy się jednym z nich, w około piętnaście minut teleportując się do miasta chwalącego się przede wszystkim jednym słynnym mieszkańcem. I to nawet mimo tego, że spędził on w Gorlicach zaledwie pięć lat swojego życia.

Pod urzędem miasta znajduje się jego ławeczka, przy ulicy Kościuszki stoi jego pomnik. Kolejny znajdziemy przed Zespołem Szkół nr 1, którego został patronem. Dobrotliwym wzrokiem spogląda na nas z muralu przy ul. Wąskiej, widoczny jest też na malowidle przy ul. Węgierskiej, upamiętniającym zapalenie pierwszej na świecie ulicznej lampy naftowej. O kim mowa? O Ignacym Łukasiewiczu, który w gorlickiej pracowni prowadził eksperymenty z ropą.



Ignacy Łukasiewicz z lampą naftową przed Urzędem Miejskim w Gorlicach


mural z Łukasiewiczem przy ul.Wąskiej


miejsce, w którym zapalono pierwszą uliczną lampę naftową



Będąc w Gorlicach warto też podobno zwiedzić Skansen Przemysłu Naftowego. Po dawnej kopalni ,,Magdalena" oprowadza właściciel obiektu i jego były pracownik. Poza sezonem lepiej jednak umówić się wcześniej telefonicznie- my tego nie zrobiliśmy, a więc zobaczyć skansenu tym razem się nie udało.

Co jeszcze jest tutaj ciekawego? Nietypowy, pochyły rynek przecięty ulicą Mickiewicza. Na nim pomnik Tereski Kosibianki, która według legendy zapobiegła najazdowi Tatarów. Upamiętniające ks. Bronisława Świeykowskiego (zasłużonego dla Gorlic burmistrza i zapalonego entomologa) mini- murale z owadami, malowane przez Mgr Morsa. No i szlaki. Szlaki prowadzące prosto w Beskid Niski...


wielkanocna kura na rynku w Gorlicach


pomnik Tereski Kosibianki na rynku w Gorlicach


wojsiłka pospolita na ulicy Krętej




Komentarze